Wyobraźcie sobie, że pewnego dnia zauważacie, że każdy kto Was spotkał zaraz zapomina, że Was w ogóle widział. Wystarczy tak niewiele: na chwilę znikniecie z pola ich widzenia, albo oni na chwilę odejdą - i zaraz nie mają pojęcia, że przed momentem się poznaliście. Teraz wyobraźcie sobie, że każdego następnego dnia ta sytuacja się powtarza z każdą poznaną osobą. Prowadzicie te same lub podobne rozmowy z ludźmi (tymi samymi lub nie), przeżywacie z nimi różne sytuacje, relacje, wykonujecie te same czynności... Prawda, że brzmi dziwnie? A, teraz wyobraźcie sobie, że tkwicie w takim świecie, pośród ludzi, którzy zachowują się, jakby mieli co najmniej jakąś permanentną amnezję - wszyscy, tylko nie Wy - przeżywacie dni swojego życia tak samo i ten stan trwa nie tydzień, nie miesiąc, nawet nie dziesięć czy dwadzieścia lat lecz... setki następnych lat...
Właśnie tak wygląda życie tytułowej Addie LaRue. Wszystko przez pakt z diabłem, który zawarła w pewną noc w 1714 roku...
Książka Victorii Schwab ma całkiem dobry motyw: zaprzedanie duszy ciemności, która pewnego dnia pojawiła się na wezwanie samej Adeline. Ona jeszcze tego nie wie, że oto przypadkiem zrobiła coś, czego miała nie robić: czyli nigdy nie modlić się do bogów po zmroku, bo wtedy odpowiadają mroczni bogowie... Ostrzegano ją przed tym, ona nierozważnie, uciekając przed ożenkiem z niechcianym mężczyzną zwraca się pod osłoną nocy do bogów. Owa ciemność niechętnie, ale się godzi spełnić jej życzenie. Niestety spełnienie jej życzenia to jedno, a konsekwencje, z którym i będzie się borykać, to drugie... Addie błąka się przeklęta na lata. Bywają chwile, kiedy ciemność odwiedza Addie - chcąc, by się poddała. Może jej zwrócić duszę, ale wtedy będzie to oznaczało dla niej porażkę, a ona nie chce być przegraną. Pewnego dnia jednak, dziewczyna spotyka mężczyznę, który nieźle namiesza w tym jej długim życiu...
Powieść jest długa, ale czyta się ją bardzo szybko i z zainteresowaniem. Dużym jej plusem jest aspekt historyczny i podróżowanie wraz z Addie przez meandry jej pamięci. Dzięki wspomnieniom bohaterki, czytelnik przenosi się wraz z nią do wielu miejsc. Głównie podróżujemy po Francji. Wielokrotnie odwiedzamy Paryż (w latach 1714, 1715, 1716, 1719, 1720, 1724, 1751, 1789, 1914), bardzo często powracamy z Addie do jej rodzinnej wsi Villon-sur-Sarthe (w latach 1698, 1703, 1707, 1714, 1764, 1854, 1914). Jak więc można zobaczyć w czasie lektury cofamy się wiele razy wstecz do tych samych miejsc. Często wspomnienia bohaterki przenoszą czytelnika na chwilę do innych państw Europy, jak np. poza- również francuskim - Fécamp (w roku 1778) przenosimy się do okolic Berlina w Niemczech, czy do Monachium (w 1872 roku), lub do Włoch, gdzie w 1789 na chwilę jesteśmy we Florencji, a w 1808 roku odwiedzamy Wenecję. Dwukrotnie spędzamy też czas z Addie w Anglii: w 1827 roku w Londynie i w 1899 w Cotwolds.
Opowieść toczy się jednocześnie we współczesnych latach w Stanach Zjednoczonych począwszy od roku 2013 do 2014. Tu, przenosimy się do Nowego Jorku. Natomiast w latach dwudziestych jesteśmy na chwilę w Los Angeles, w pięćdziesiątych: w Los Angeles, a w 1970 roku jesteśmy w Nowym Orleanie. Współczesny Londyn witamy tylko raz w 2016 roku.
Patrząc na wymienione okresy można mniej więcej zobaczyć jak bardzo rozbudowana jest ta powieść. Można by pomyśleć, ze te przeskoki czasowe mogą być przeszkoda w czytaniu. Nie, nie jest tak, gdyż Autorka bardzo zgrabnie łączy ze sobą wątki a wszystko czyta się płynnie i z dużą dozą zainteresowania (przez większość tej opowieści). Dlaczego nie przez całość? O tym opowiem wymieniając minus, który mnie lekko znudził.
Wracając dalej do plusów: złożona postać Adeline, jej emocje, które przeżywa prze całe swoje bardzo długie życie sprawiają, że czytelnik mocno wczuwa się w sytuację bohaterki. Tak samo, kiedy obserwujemy to, jak walczy ona z bezradnością wobec konsekwencji narzuconej klątwy. Kiedy widzimy jej ból związany z uświadomieniem sobie, że nie ma szans, by ludzie ją zapamiętali nawet przez tak prozaiczne rzeczy, jak wytworzenie jakiegoś dzieła: czy to malarskiego, czy pisanego. Addie na nowo uczy się jak być nieznajomą pośród ludzi, których zna od zawsze. A czytelnik obserwuje tą jej bezradność, ten ból, smutek związany z przeżyciami bohaterki, kiedy widzi jak wszyscy ją zapominają (szczególnie najbliżsi jej sercu), i współczuje jej, przeżywając wraz z nią targane nią emocje i rozterki. Adeline LaRue - kobieta, której nikt nie pamięta. Kobieta, która powoli staje się kimś bez przeszłości przyszłości. Kobieta, która próbuje odnaleźć się w swojej dziwnej rzeczywistości i zaakceptować sytuacje, na które nie ma żadnego wpływu.
A ten wypomniany minus? Nie chcę zdradzać zbyt wielu szczegółów, dlatego powiem jedynie, że dla mnie minusem była czwarta część (ze wszystkich siedmiu, na które podzielona jest książka). Według mnie napisana trochę chaotycznie, nieco naiwnie w niektórych momentach. I choć ma ona sens, bo coś tłumaczy czytelnikowi, to jednak uważam, że można było ją skrócić o połowę.
Książka porusza nie tylko temat wędrówek czasowych, oraz odnajdywania siebie w otaczającej rzeczywistości. Zahacza o temat miłości, uczucia tak wielkiego i tak głębokiego przywiązania do drugiej osoby, że gotowego do wielkich poświęceń. Mocno porusza też tematy egzystencjalne: przemijanie oraz wiarę, często pytając o to czy jest sens wierzyć w to, co niewidzialne.
Książka przeczytana z polecenia Doktor Book, która też patronuje tej pozycji.
Według mnie jest to bardzo dobry tytuł, który miażdży system opowiedzianą historią i samym jej zakończeniem.
"Niewidzialne życie Addie LaRue" z całą pewnością jest jak najbardziej wartą poznania książką.
Opinia opublikowana na moim blogu:
https://literackiepodrozebooki.blogspot.com/2023/02/niewidzialne-zycie-addie-larue.html