Pisarskie duety zawsze interesowały mnie przede wszystkim od technicznej strony. Zdarzały się takie, gdzie każdy z autorów pisał swoją perspektywę, która logicznie łączyła się z narracją drugiej osoby, co wydaje mi się podziałem najłatwiejszym. W innych przypadkach trudno mi sobie wyobrazić, jak takie pisanie wygląda, bo czasem ciężko mi dociągnąć po sobie jakiś przerwany wątek w recenzji, więc nie mam pojęcia jak można by kontynuować myśl kogoś innego.
Jakub Ćwiek i Wojciech Chmielarz to uznani na rodzimym rynku twórcy, ale ja z pewnością ekspertką od ich prozy nie jestem. Tego pierwszego nie znam zupełnie, drugiego kojarzę przede wszystkim z podcastem, więc "Niech to usłyszą" będę oceniać bez odniesień do ich innych książek.
Sam pomysł na coś takiego wyszedł z inicjatywy Radia Zet i muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem. W czasach kiedy ludzie słuchają samodzielnie wybranej muzyki, podcastów o przeróżnej tematyce czy choćby audiobooków, radio samo w sobie wydaje się powoli być przeżytkiem, więc każdy sposób na przyciągnięcie odbiorców może się okazać dobry, a kryminał w odcinkach w dodatku powiązany z rozgłośnią w moim odczuciu jest najlepszym z możliwych. Gwiazdorska obsada i autorski duet powinny być już gwarancją sukcesu.
Czy faktycznie udało się osiągnąć sukces? Nie wiem. "Niech to usłyszą" ukazało się w tradycyjnej formie książkowej, a wersji audio można odsłuchać choćby na EmpikGo, więc by zapoznać się z historią nie trzeba w ogóle odpalać radia. To, że nazwa tego konkretnego pojawia się w treści milion razy pewnie jest jakąś reklamą, ale czy skuteczną nie mam pewności.
Niestety treść sama w sobie się nie broni, jest co najwyżej przeciętna. Zakończenie mi się podobało, bo było nieoczywiste, trudne do przewidzenia i po dość nudnej fabule okazało się być prawdziwą bombą. Mimo wszystko miałam problem przede wszystkim by brać tę opowieść na poważnie. Uwielbiam audioprodukcje z podziałem na głosy, ale w tym przypadku obsada raczej wzbudziła pełen politowania uśmiech i sprawiła, że czułam się jakbym słuchała komedii a nie kryminału. Jeżeli ktoś potrafi traktować serio Makłowicza i Margaret, to może poczuje dreszczyk emocji, ja raczej tłumiłam chichot.
"Niech to usłyszą" to ciekawy eksperyment, który nie wypalił. Może gdybym zdecydowała się na przeczytanie książki, odebrałabym całą historię lepiej, z drugiej strony w tym przypadku chodziło przecież o to, by słuchać. Przynajmniej trochę się pośmiałam.
Moje 4/10.