"Przyjaciel kocha w każdym czasie, a bratem się staje w nieszczęściu"
Po przeczytaniu piątej książki Petera Robinsona stwierdzam, że autor pisze bardzo nierówno, ale nadal nie zrezygnuję z poczytywania sobie powieści tego pisarza, od czasu do czasu. Zauważyłam też, że nie za bardzo się daje czytać serię z inspektorem Banksem na wyrywki, co właśnie do tej pory robiłam. W tej części są przywoływane zdarzenia, jak wynika z kontekstu, ważne z poprzedniej książki, której nie czytałam i o których to zdarzeniach, nie mam zielonego pojęcia. Trochę mi to utrudniało odbiór bieżącego, chronologicznie, już piętnastego tomu serii.
Jednak sama akcji tutaj i ogólnie książka jest dobra, czytało się ciekawie, bez poczucia zniechęcenia czy nudy. Inspektor Banks, po traumatycznych przejściach, z poprzedniego śledztwa (?) zostaje "oddelegowany" na urlop, gdzie ma odpocząć i zregenerować nadwątlone siły i zdrowie. Jednak Alan nie może zaznać spokoju, bo jak nie źli ludzie z jego spraw, to rodzina mu takowego nie daje. Tym razem wypoczywać przeszkadza mu, bardzo zagadkowy telefon od brata, z którym nasz inspektor utrzymywał dość sporadyczne kontakty. Brat nagrywa się na automatyczną sekretarkę i...słuch po nim ginie. Policjant ma trudny i twardy orzech do zgryzienia, bo im dalej w poszukiwania brata się zagłębia, tym coraz dziwniejsze fakty wychodzą na jaw. Tymczasem partnerka inspektora, Annie Cabbot, ma nie mniej twardy orzech do zgryzienia, kiedy się okazuje, że w kieszen...