Kathryn Croft to autorka, do której zapałałam miłością od pierwszej przeczytanej książki. Jej thrillery nie charakteryzują się może dynamiczną akcją ani szokującymi zwrotami akcji, ale nie wieje też nudą, bo fabuła nie jest zbyt rozwleczona, dotyczy raczej tego, co jest nam niezbędne, by zrozumieć całą historię. Dzięki temu są to pozycje do przeczytania nawet w jeden dzień, jeśli nie mamy nic lepszego do roboty. Mam za sobą cztery książki autorki, żadna mnie nie rozczarowała, ale też nie było takiej, która szczególnie zapadłaby mi w pamięć. Najlepsza była "Córeczka", chociaż niektóre jej wątki były mało oryginalne i pojawiały się w innych powieściach, które czytałam w podobnym czasie.
"Nie ufaj nikomu" to historia Mii, terapeutki, która w okropnych okolicznościach straciła męża pięć lat przed tym jak na sesję do niej trafiła Alison. Kobieta twierdzi, że wbrew temu, co wszyscy myślą, Zack nie popełnił samobójstwa w mieszkaniu swojej kochanki. Jej zdaniem mężczyzna został zamordowany. Jednak po tym wyznaniu, zachowuje się jakby nic nie powiedziała, a ostatecznie wychodzi i nie umawia się na kolejne spotkania.
Mia jednak nie odpuszcza, odnajduje swoją pacjentkę i rozpoczyna prywatne śledztwo. Chce walczyć o prawdę o swoim zmarłym mężu, który w oczach wszystkich jest mordercą, gdyż od nocy jego rzekomego samobójstwa nikt nie widział jego studentki. Robi to nie tyle dla siebie, co dla ich wspólnej córeczki, by nie musiała dorastać z tak strasznym piętnem.
Jednocześnie poznajemy historię Josie, czyli dziewczyny oskarżanej o bycie kochanką swojego wykładowcy. Z jej perspektywy śledzimy wydarzenia sprzed tragicznej nocy, gdy ona zapadła się pod ziemię, a Zack zmarł.
Jaka jest prawda o relacji Josie i Zacka? Czy mieli romans? A może jednak mężczyzna był wierny swojej żonie? Samobójstwo czy morderstwo? Co tak naprawdę wie Alison?
Nie powiem, musicie przeczytać. Gwarantuję, że będziecie zaskoczeni.
Moje 8/10.