„(…) Dość tego! Proszę natychmiast wyjść! – odezwała się do mnie. Na ten stanowczy ton odruchowo wstałem i wyszedłem z ławki. Zaraz, zaraz – pomyślałem – dlaczego ja mam wyjść z kościoła i kto mi rozkazuje? Boże drogi! Przecież to piekło wkracza do kościoła! Stało się to dla mnie oczywiste. O nie, nigdzie stąd się nie ruszę… I w tym momencie się obudziłem. Co to mogło znaczyć? Sen był wyjątkowo realistyczny, inny niż zwykłe sny, które wkrótce się zapomina, a właściwe był to koszmar. Zacząłem szczegółowo analizować przeżyte przed chwilą widzenie senne. Nie miałem wątpliwości, że to z bram piekielnych wymaszerował ten orszak. Jednak wyobrażenie tej złowrogiej rzeczywistości, jakie dane było mi przeżyć, daleko odbiegało od powszechnie przyjętych stereotypów. Brak jakichkolwiek barw, obraz przypominał czarno-biały film. Charakterystyczna niespotykana na jawie bezlitośnie zimna jasność – rzeczywistość sztucznego światła. Maszerowali młodzi, urodziwi ludzie w karnym szyku, wyczuwałem ich zdyscyplinowanie i pewność siebie. Byli zdeterminowani i stanowczy. Czy to zapowiedź albo przestroga dla mnie? Czy może przeczucie jakiegoś zamętu w grupie modlitewnej, w której byłem już animatorem? Zaniepokoiłem się również obrazem dziewczyny, która podeszła do mnie i przypominała mi moją krewną…”.
Andrzej Zielski – emerytowany nauczyciel akademicki, biolog. Pracował na macierzystej uczelni – Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu i na AGH w Krakowie. Autor i współautor kilkudziesięciu publikacji naukowych, między innymi podręcznika akademickiego „Dendrochronologia”. Tytuł tej retrospektywnej opowieści to zasłyszane w stronach rodzinnych powiedzonko, cytowane w tekście i przewijające się intuicyjnie przez całe opowiadanie. Książka powstała z podstawowej potrzeby podzielenia się z kimś swoimi przeżyciami i opowieściami – z rówieśnikami, osobami starszymi, ale i z młodymi, ciekawymi tego, jak to bywało w dawnych czasach.