Cytaty z książki "Narzeczona rewolucjonisty"

Do książki zostały dodane 6 cytatów przez:

@sylwiacegiela @sylwiacegiela (6)
Dodaj nowy cytat
Z tego więc powodu znalazły się na ulicy Niecałej, a tam, oprócz materiałów na suknie, wystawy wabiły takimi cudownościami jak wachlarze ze strusich piór albo z białej lub czarnej wykrochmalonej na sztywno gazy, albo maleńkie balowe torebeczki zwane ridicules, bogato haftowane chusteczki, kapturki, szale, atłasowe pantofelki wszystkich możliwych kolorów. Za szybami sklepowych okien leżały strojne i kosztowne grzebienie do wpinania we włosy, egrety, diademy, wianuszki sztucznych kwiatów.
Potem całe towarzystwo rozkładało w saloniku magię. Świeczka paliła się w środku wielkiej kręcącej się gwiazdy umieszczonej na długim kiju, furkotały wstążki umocowane do jej ramion. Rozstawiała się maleńka scena na razie zasłonięta miniaturową kotarą. Zanim te śmieszne kulisy miały się odsłonić, któryś z dorosłych przebrany za diabła huczał basem: – Królu Herodzie, zła cię nowina dochodzi: w Betlejem miasteczku nowy król się rodzi! – Przewracał przy tym oczami, szczerzył niekompletne zęby i straszył gębą umazaną na czarno sadzami. Śmierć z wielką kosą przyodziana w szarą kapę zwykle stała grzecznie koło szopki, bo widziała, że dziewczynka stanowiąca najistotniejszą część widowni jest już dostatecznie przestraszona. Zaciekawiona przyglądała się całemu przedstawieniu zza spódnicy matki.
Pod wpływem tych myśli miał ochotę przycisnąć ją do piersi i walcować do utraty tchu, lecz dobre wychowanie nakazywało mu zachować przyzwoitą odległość i nie psuć szyku w tańcu. Raz, dwa, trzy – odliczał w myślach raczej dla uspokojenia wyobraźni niż dla zachowania rytmu. Może to tylko wino – próbował się nie dać temu zawrotowi głowy i szaleństwu serca, ale pojęcia nie miał, na ile jego wysiłki będą skuteczne.
Przymilne uśmiechy, które już zdążyły zagościć na twarzach tych, którzy stali najbliżej, skostniały. Gęby tych ludzi zamieniały się w groteskowe maski, które w oczach miały wypisany strach. U niektórych broda już unosiła się do góry i usta układały w taki grymas, jakby chciały splunąć. Gdzie indziej pełnemu uprzejmości uśmiechowi towarzyszył stalowy wrogi wzrok. Wszyscy jednak stali nieruchomo spętani jego spojrzeniem.
Jezus Maria! W co ja się wpakowałem? – dudniło w głowie Floriana. Z jednej strony miał ochotę natychmiast wyjść, z drugiej jednak ciekaw był, co kryje się za wydarzeniami ostatniej nocy. Absolutnie nie wypadało spytać.
Haneczka nigdy nie wstawała tak rano, ale teraz obudził ją krzyk mamy. – Nie idź tam! – Muszę. Wyszła ze swojego łóżeczka, przebiegła przez pokój i stanęła w rogu korytarza. Widziała, jak tatuś obejmuje mamę. Często tak robili i wtedy Haneczka podbiegała i wciskała się między nich, by też uczestniczyć w tych rodzinnych objawach miłości. Oni śmiali się wtedy, tatuś podnosił ją do góry i byli razem we troje. Tym razem jednak przytulali się jakoś tak rozpaczliwie, jakoś tak, że Haneczka widziała, iż między nimi nie ma już dla niej miejsca, więc zatrzymała się w kącie korytarza z poczuciem odtrącenia. Potem tatuś odtrącił także mamusię. Zdjął jej ręce ze swojej szyi, odwrócił się i wyszedł, a ona powoli osunęła się po ścianie, kucnęła w rogu i zaczęła płakać. Strasznie płakać! Dopiero wtedy Haneczka odważyła się do niej podejść.
© 2007 - 2025 nakanapie.pl