"Za wszelką cenę pragnęłam dotrzeć do miejsc opisanych przez pisarza. Ale jak odnaleźć Popową Pasiekę? Kto jeszcze dzisiaj zna to miejsce? Przecież nie ma już w tych bliskich, a tak od nas odległych stronach, Polaków. Ludzie pytani o miejsce, wzruszali tylko ramionami. I kiedy tego jasnego dnia siedzieliśmy na wzgórku koło kapliczki razem z nieznajomym, zapytałem go o Popową Pasiekę, licząc na kolejny cud podczas wędrówki, mając nadzieję, że on..., że napewno..., przecież mówi po polsku, to z całą pewnością wszystko będzie wiedział. Będzie znał wszystkie historie. Niestety, pomyliłam się. Doznałam wielkiego rozczarowania, chyba po raz pierwszy podczas moich wędrówek. Już zaczęłam myśleć, że to zapewne dlatego, że jestem na Wołyniu... Nie wiem dlaczego, ale ta Bogu ducha winna kraina wydała mi się teraz jeszcze bardziej obca i nieprzystępna, nie chciała odsłonić swojej tajemnicy, wyjawić przeszłości. Siedziałam pełna żalu, zmartwiona, że nie przywiozę kolejnej opowieści, zakończonej historii. I wtedy znowu usłyszałam bzyk pszczół, natarczywy, natrętny. Odruchowo odsunęłam się, ale za moment nielubiane owady pojawiły się nad moją głową. Słyszałam i widziałam je bardzo wyraźnie, wykonywały nieznany taniec, brzęczały jakąś melodie. Coś przemknęło mi przez głowę, ślad myśli raczejniż ona sama. Podniosłam głowę, wsłuchując się w "wygrywaną" melodię. I wtedy zapytałam nieznajomego, czy nie zna miejsca, polany może, okolonej starymi sosnami, z gajemczereśniowym pośrodku, na którą zlatują się roje dzikich pszczół. - Jest taka polana, takie miejsce usłyszałam w odpowiedzi i aż serce zabiło mi mocniej. Oznaczało to, że odnalazłam mój Wołyń, ten, którego nie mogłam odnaleźć".