Tom pierwszy historii o Marynie Mniszchównie, Dymitrze Samozwańcu i wielkich marzeniach Polaków o władzy nad Moskwą, opisuje historię tak niezwykłą, że może zdawać się fikcją, wymysłem. Jest jednak prawdą.
Oto więc opowieść na poły historyczna, na poły obyczajowa, w której losy zdawać by się mogło zwykłych i niekiedy przypadkowych ludzi splatają się z historiami możnych, którymi kierują wielkie ambicje.” Powyższy opis pochodzi od wydawcy.
A jak ja ją oceniam? Mam wobec niej stosunek ambiwalentny. Z jednej strony zachwyciła mnie szczegółowością, detalami historycznymi dotyczącymi całego procesu powrotu Dymitra na tron moskiewski. Tak dokładny opis jest niesamowitą gratką dla wszystkich kochających historię, a szczególnie historię Rosji, ale obawiam się, że dla przeciętnego czytelnika może być nużący. I to jest właśnie to drugie oblicze książki o Marynie. Piękna wojewodzianka, tytułowa bohaterka, nie jest niestety główną postacią tego tomu trylogii. Ci, którzy oczekują gorącego romansu, bądź rozbudowanej historii miłości brzydkiego cara samozwańca i pięknej, młodej Polki, srogo się zawiodą, bo jest tego niewiele. Dlatego nawet trudno mi ocenić „Marynę”. Mnie osobiście ogromnie się podobała, ale nie jest to książka, która porwie czytelnika oczekującego historii płomiennego romansu, czy wciągającej opowieści o polskim Kopciuszku.
Mimo wszystko ja ją ogromnie polecam i z radością sięgnę po kolejne tomy.