“Mleko i miód” to tomik, który już od dawna mnie ciekawił. Widziałam o nim tak przeróżne opinie, że w końcu musiałam sama przekonać się, jak to z nim jest.
Usiadłam, przeczytałam całość na raz i… pewnie niedługo o nim zapomnę.
Owszem, znalazłam kilkanaście wierszy, które złapały mnie za serce. Takich, w których zauważyłam cząstkę siebie. Które przywołały wspomnienia wraz z emocjami. Ale jak na prawie dwieście wierszy kilkanaście znaczników to zdecydowanie za mało, żebym mogła się zachwycić.
Po raz kolejny doszłam też do wniosku, że
zwykłe zdania
pisane z enterami
nie zawsze są poezją.
Nazywanie złotych myśli wierszami to trochę za dużo. A niestety w tomiku Rupi Kaur znaczna większość tekstów to właśnie takie poprzedzielane enterami złote myśli.
Doceniam “Mleko i miód” za te kilka wierszy, przy których zatrzymałam się na moment. Nie tylko te, które oznaczyłam karteczkami, ale też te bolesne - z którymi się nie utożsamiałam, ale które wywołały uścisk w sercu na myśl o opisywanych okropnościach. Doceniam za piękne wydanie i za możliwość poćwiczenia angielskiego (wydanie dwujęzyczne). Liczyłam jednak na coś więcej i odrobinkę się zawiodłam.