Tytuł tekstu: z okładki
Zostałem wychowany jako angielski katolik. Bolałem nad tym, że tak wielu moich współziomków nie należało do mojego Kościoła ; bardzo chciałem nawrócić ich na pełnię prawdy, którą posiadał mój Kościół. Wierzyłem, że ten Kościół, dzięki woli Chrystusa, która rozciąga się na wszystkie czasy, jest nieomylny, zwłaszcza w osobie papieża, który jest także jego najwyższym zarządcą.
Przyjmowałem, że prawdy, którymi żyją wszyscy chrześcijanie, są spisane w Biblii, a zwłaszcza w czterech Ewangeliach interpretowanych przez żywe świadectwo (lub tradycję) Kościoła.
Ewangelie są natchnione przez Boga i on, ich główny autor, gwarantuje, że nie ma w nich błędu. Są one komplementarnymi biografiami Jezusa, spisanymi przez samych naocznych świadków lub na podstawie podanych przez nich informacji. Są one dosłownie „prawdą ewangeliczną” do tego stopnia, że gdyby Jezus nie czynił cudów, które były niewytłumaczalne naturalnymi pojęciami, gdyby sam nie zmartwychwstał, gdyby jego grób nie był pusty w dzień Wielkanocy, wiara upadłaby. Świat nie zostałby odkupiony.
Dla tych, którzy nigdy nie czuli potrzeby kwestionowania tych prawd mam szczerą radę – ta książka nie jest dla was. Uważam się za chrześcijanina, oddanego, jeśli nie szczególnie pobożnego. To, co chcę tu zrobić, to nie występować przeciw prawdzie, ale przeciw dosłowności konkretnych tez, o których właśnie wspomniałem.
Ta książka jest dla współczesnych chrześcijan, którzy mają przykre poczucie bycia tworami dwupostaciowymi, na kształt ziemnowodnych zwierząt. Większość czasu żyją w oceanie wciąż zmieniającego się świata, a w niedziele i wtedy, gdy się modlą, opuszczają swój normalny żywioł, by odpocząć, skołatani i ogłupiali, na wiecznej opoce. Przez sześć dni tygodnia myślą jak ludzie dwudziestego wieku, a w dzień wolny jak Semici z I wieku.
Peter de Rosa - fragment wstępu