Baśń kubańska.
"-Tu znów białe jajo o ziemię rozbija i czeka — co będzie. Mija chwila jedna, druga i nic się nie dzieje — ni karety, ni królewicza.
"-Tu znów białe jajo o ziemię rozbija i czeka — co będzie. Mija chwila jedna, druga i nic się nie dzieje — ni karety, ni królewicza.
Żółta plama w ziemię wsiąka, Mirota z wściekłością czarne jajo o ziemię rzuca. Zaledwie to uczyniła, jak nie krzyknie z przerażenia! Wstrętne, bure, ogromne ropuchy ją oblazły, po głowie jej skaczą, po nogach, zimne, oślizłe. Ze wstrętem je Mirota odgania i dalej biegnie, do trzeciego zakrętu. „Pewnie tam czeka królewicz i pałac czarodziejski” — myśli.
Biegnie, biegnie, wnet jest u rozdroża, u stóp góry. Białe jajo na ziemię rzuca i z płaczem nogami tupie ze złości, bo znów się tylko żółta plama rozlała po piasku, jakby to było zwykłe, najzwyklejsze kurze jajo.
Mirota ostatnie, czarne jajo w ręku trzyma i rzucić się boi. Wtem maleńki, mieniący się jak tęcza koliberek z drzewa palmowego sfrunął, w jajo dziobkiem kujnął i odleciał..."