Miniatury londyńskie są uniwersalnym spojrzeniem na brytyjską stolicę. Nie znajdziecie w nich Pałacu Buckingham ani wieży Big Bena – te opowieści mogły powstać pod każdą szerokością geograficzną. Tylko ich temperatura jest londyńska. Także oko autora, który od wielu lat mieszka nad Tamizą. Mówi na Londyn – Piękny Brzydal – i tak go fotografuje. A teraz opisał swoje miasto z charakterystyczną czułością. Frymorgen odsłania mroczne zakamarki – ale bardziej człowieczeństwa niż metropolii. Często zaczyna od statycznego kadru, by ożywić go zaskakującą dynamiką słowa. Niektóre opowieści są bardzo osobiste, inne napisane zostały z większym dystansem. Łączy je próba opisania kondycji człowieka żyjącego w wielkim mieście. Bohaterowie tej prozy mówią do nas po polsku, ale czują po angielsku. Frymorgen sam siebie nazywa hybrydą – z dwoma paszportami w kieszeniach i jednym, rozszczepionym językiem. W Miniaturach syczy enigmatycznie o Londynie. To nie jest dla niego owoc zakazany.