Co jest najlepsze na wichurę za oknem, na deszcz walący w okna z siłą kul armatnich? Odpowiedź jest jedna: Bridgertonowie! To już czwarta część cyklu, a ja wciąż bawię się świetnie. Ta rodzinka nigdy mi się nie znudzi i żal mi będzie rozstać się z nimi, kiedy ostatnie dziecko Bridgertonów znajdzie swoją drugą połówkę i opuści dom rodzinny.
Co nam zaserwuje autorka w tej części?
Penelopa Featherington od zawsze kochała Colina Bridgertona. Ten traktował ją jako najlepszą przyjaciółkę swojej młodszej siostry, miłą, ale nic ponadto. Nie ma się zresztą czemu dziwić. Ta pulchna dziewczyna, ubierana przez matkę w szkaradne żółcie czy inne pomarańcze, sprawiające, że wyglądała jak przejrzały cytrus, zdecydowanie nie dodawały jej uroku i nie przyciągały wzroku mężczyzn. Jej szanse na małżeństwo topniały z każdym rokiem. Penelopa ma już 28 lat i pogodziła się z tym, że jest starą panną i resztę życia przyjdzie jej spędzić na opiece nad matką. Nigdy nie dostrzegała w sobie piękna, nawet teraz, kiedy wysmuklała, a matka nie ma już wpływu na to, w co się ubiera. Nikt inny też jej nie dostrzega, wszakże przez tyle lat była niewidzialna.
Colin wraca z kolejnej podróży. Wszystkie wojaże opisane są w jego dzienniku, do którego nikt nie ma dostępu. Colin szuka celu swojego życia. Podróżuje przez większość swojego dorosłego życia, jest już po trzydziestce, a to, czego szuka, dalej pozostaje w ukryciu.
Penelopa i Colin byli od początku moimi ulubionymi bohaterami, obojgu kibicowałam i cieszę się, że to właśnie im poświęcona jest ta część.
Jeśli lubicie romanse historyczne, napisane z ogromną dozą poczucia humoru, oddające realia życia opisywanej epoki, zachęcam bardzo gorąco do zaprzyjaźnienia się z Bridgertonami.