Są takie książki, które opowiedzieć mają zwyczajną historię, a mają w sobie coś magicznego. Tak jest w tym przypadku. Tutaj jawa miesza się ze snem, codzienność z fikcją i marzeniem, a wielkie miasto pokazuje swoje mroczne oblicze.
Dwie zagubione kobiety, każda na innym etapie swojego życia, z innymi pragnieniami i potrzebami, a mimo to tak bliskie sobie. Książka nieoczywista, pewna niedomówień, metafor i pięknych, wyjątkowych cytatów, które chciałoby się zapamiętać na dłużej. Filozoficzno-egzystencjonalna podróż do naszego wnętrza i mimo tego, że wydawać by się mogła ciężka, to czyta się ją naprawdę szybko i lekko. Warto jednak posiedzieć z nią trochę dłużej, przemyśleć i zastanowić się. Ma w sobie coś wyjątkowego!
Mnie dodatkowo urzekło to, że całość dzieje się w Warszawie i wszystko w tej książce, miejsca i wydarzenia, które tutaj mamy są dla mnie dzięki temu bardziej namacalne i bliższe.
„Szklane domy charakterystyczne dla centrum Warszawy wodziły wzrokiem za dwiema kobietami. Bóg posadził drzewa, a człowiek szklane pudełka. W tych pudełkach hoduje się ambicje, uprawia lęk przed porażką. W wielkich oranżeriach oddychają ludzkie rośliny, rozkwitają próby opisania świata.”