Samoświadomy nieśmiertelny stalker aka Jęczący Edward.
Zostałam uprzedzona, ale i tak moja ciekawość była silniejsza. A jak wiadomo, ciekawość to pierwszy stopień do piekła, więc cierpiałam, o jak ja bardzo cierpiałam razem z Edziem przez całą tę książkę…
Podsumujmy:
1. Ta chała ma prawie 800 stron! Pewnie przelecimy przez całą sagę, pomyślałam na początku. Na co Stephenie Meyer - potrzymaj mie sztuczne kły.
2. Gdybym była fanką „Zmierzchu” to „Słońce w mroku” byłoby strzałem w dziesiątkę. Niestety nie jestem. Ale chętnie przeczytałabym „Dumę i uprzedzenie” z perspektywy pana Darcy'ego :)
3. Muszę uczciwie przyznać, że Meyer trochę poszerzyła historię i dodała kilka elementów, które były urozmaiceniem.
4. Ale to nadal prawie 800 stron jojczenia Edzia.
Jak ktoś ma trochę wolnego czasu na zmarnowanie, to można. Całość to głównie brandzlowanie się Edzia wspaniałością Belli, czyli właściwie to, czego po tej książce można było się spodziewać. Świetny chwyt marketingowy. Nigdy więcej! :)