Nie trudno pisać w sposób piękny o czymś pięknym. Nie trudno zainteresować czytelnika i przyciągnąć powszechnie uznanym kanonem estetycznym przyobleczonym w słowa.
Ale jak zatrzymać kogoś przy codzienności, brzydocie, zwykłym, a czasem wręcz wulgarnym i niemieszczącym się w akceptowanych przez większość normach moralno-estetycznych? Poeci zwani turpistami postanowili podjąć się owego zadania i zaczęli w swej poezji ukazywać świat nieidealny, brzydki, dosadny, ze wszystkimi pomijanymi aspektami ukrywanej prawdy o rzeczywistości.
Do tego właśnie nurtu można zaliczyć poezję Adama Kadmona i jego tomik Manufaktura snów. Gdzieniegdzie możemy tu dostrzec wulgarne słownictwo, które potęguje ten związek świata lirycznego z tym, w którym żyjemy na co dzień, bo i tu nie brak przecież dosadnych słów, anatomicznych widoków, zapachów z kloaki czy zgnilizny, fałszu, zakłamania i teatru, w którym, za uśmiechniętymi maskami, kryją się podłe, wykrzywione grymasem zazdrości i złości twarze. Turpiści nie krzyczą w swoich wierszach, aby krzyczeć… W tych wierszach możemy dostrzec kalectwo, śmierć, wydzieliny, starzenie się, rozkład – choć czasem nie tylko o ten fizyczny rozkład chodzi, bo i duchowy…
Brzydota duchowa, upadek norm moralnych, kłamstwo, obłuda, czasem nadzieja, by za chwilę znów uderzyć bezsensem istnienia i odwołać się do oczyszczającej prawdy. Tomik kończy się niezwykle ciekawym poematem, w którym autor pokazuje niezwykłe miejsce – miejsce, w którym energia przodków każdego dnia zderza się z energią dobrą i złą tych, którzy to miejsce odwiedzają.
Autor sam nazywa się post-turpistą lub neo-turpistą, co świadczy o jego indywidualnym podejściu do tematu. Nie kopiuje, ale czerpie z dorobku innych, wyrażając w swojej poezji siebie i nie zważając na wytyczone ścieżki. Sam kreuje swoją poezję, pozbawiając ją niekiedy ram, powodując, że czytelnik sam musi nadążać za jego ciągiem myślowym, który przelał na papier, by ukazać tematy bliskie swemu sercu w sposób niedosłowny, a jednak naturalistyczny i dosadny.