Pisany po latach „pamiętnik z dzieciństwa” skrzy się wybitną inteligencją i wspaniałym językiem, którym dziś już nikt nie pisze. Językiem przedwojennego inteligenta, czyli gatunku dawno wymarłego.
Autorowi udało się uchwycić, nie tylko we wspomnieniach szkolnych, istotę dziecięcej egzystencji, pełnej lęków. A tych w latach 20. XX wieku nie tylko nie diagnozowano, ale uznawano za konieczny, hartujący człowieka, etap rozwoju.
I nie są to bynajmniej wspomnienia „jasne i czyste”, choć przedwojenne dzieciństwo Brandysów było wręcz luksusowe na tle tego, co było ówczesną przeciętną. Wystarczy taki cytat: „Dziadek (...) ulokował ogromną sumę w rosyjskich akcjach kopalni złota, którymi po jesiennych dniach 1917 chętnie opakowywano makrele w sklepach rybnych”.
Autorowi udało się uchwycić, nie tylko we wspomnieniach szkolnych, istotę dziecięcej egzystencji, pełnej lęków. A tych w latach 20. XX wieku nie tylko nie diagnozowano, ale uznawano za konieczny, hartujący człowieka, etap rozwoju.
I nie są to bynajmniej wspomnienia „jasne i czyste”, choć przedwojenne dzieciństwo Brandysów było wręcz luksusowe na tle tego, co było ówczesną przeciętną. Wystarczy taki cytat: „Dziadek (...) ulokował ogromną sumę w rosyjskich akcjach kopalni złota, którymi po jesiennych dniach 1917 chętnie opakowywano makrele w sklepach rybnych”.