Sentymentalna proza Jacka Kerouaca – Maggie Cassidy po raz pierwszy w polskim przekładzie! Opowieść o miłości, wspomnienie szkolnych perypetii, portret zbiorowy nastolatków ze zwykłego miasta...Choć trudno w to uwierzyć, Jack Duluoz, był kiedyś dzieckiem. Mieszkał na prowincji, nie znał alkoholu ani narkotyków, a jego świat był śmiesznie mały, ograniczony do kilku ulic, szkoły, kręgu przyjaciół. Jack nie interesował się literaturą, znacznie bardziej pociągały go bejsbol i lekkoatletyka – miał zresztą spore sukcesy w sprincie. Nie znał jeszcze Allena Ginsberga ani Williama S. Burroughsa, a kumplował się z chłopakami z ogólniaka. Lubili włóczyć się po swoim Lovell, gadać o bzdurach i podrywać dziewczyny. Maggie Cassidy to niezwykła pozycja w dorobku autora W drodze. Zapis zwyczajnej, trochę nudnej codzienności tuż przed wybuchem II wojny światowej, powrót do miejsc, których już dawno nie ma, do chwil pełnych niezwykle silnych doznań. Kerouac zrywa na moment z wizerunkiem najsłynniejszego pijaka i wagabundy w historii literatury i przedstawia smutnego chłopca, który pierwszy raz w życiu się zakochał...
Wśród owych łyżwiarzy popisywała się Maggie; w uroczych białych butach łyżwiarskich, w białej mufce tym wyraźniej widać błysk jej oczu w jeziorkach ich ciemności; róż policzków Maggie, jej włosy, korona jej oczu w koronie wygiętego skrzydła samego Boga… Jeśli chodzi o mnie, to gdy piekłem swoje zmęczone łyżwami nogi przy ogniskach w lutowym Lowell nad rzeką Concord, Maggie mogła być matką albo córką Boga…
Brudny śnieg w pryzmach na ulicach, na Massachusetts Street, w małych piaszczystych dołach kryło się coś samotnego, ciemno… Milczący towarzysze moich pieszych powrotów o północy z przemożnej obfitości jej pocałunków.
Ciężka jest śmiertelność w moim sercu, wrzuca mnie do dołu nadgryzionego już przez psy boleści niczym chory papież, który zabawiał się ze zbyt wieloma młodymi dziewczynami, z oczodołów jego szkieletu płyną czarne łzy.
Ach, życie, Boże… Nie znajdziemy ich więcej, kwietnych Nowych Szkocji! Nie będzie więcej zbawionych popołudni! Cienie, przodkowie, wszyscy kroczyli w prochu 1900 roku, szukając nowych zabawek dwudziestego wieku, właśnie jak powiada Céline… Ale mimo to miłość dowiedziała się o nas, a na straganach nie było nic, tylko oczy pijanych wilków. Zapytajcie chłopaków na wojnie.
(fragmenty)