Lot 305

LOT 305
Na zakończenie książki autor pisze:
"...Dla mnie najlepsze opowieści to te, które czynią czytelników lepszymi. A najlepsze z nich odmieniają zarówno nasze umysły, jak i dusze. Nie wiem, czy mój warsztat pisarski okazał się wystarczająco dobry, by tak się stało,ale pracuję nad nim i cieszę się,że zechcieliście mi towarzyszyć w tej podróży."

A podróż była świetna, pełna zadziwiających przygód,które od pierwszej strony chwyciły mnie w swój strumień,i nie zmieniając natężenia aż do końca, poprowadziły mnie przez tą fascynującą opowieść.
Co zadziwiające, po skończeniu czytania nie czułam niedosytu.Dostałam dokładnie to czego oczekiwałam,a powieść skończyła się tak jak powinna. Nie znaczy to,że nie przeczytała bym innych przygód
bohaterów-bardzo chętnie bym się z nimi spotkała, ale Lot 305 to zamknięta historia której nic nie brakuje. Pozostaje mi zachęcić wszystkich do przeżycia tej przygody.
Celowo nie streszczam fabuły,nie opisuję postaci - z nimi trzeba się spotkać osobiście i przeżyć wszystko po swojemu.
Jedni przeżyją tylko fantastyczną przygodę, inni poza przygodą dostrzegą głębsze przesłanie, ponieważ Gerry Riddle zostawia nas z refleksją nad naszym życiem,nad pędem cywilizacji i konsekwencjami jakie z tego mogą wyniknąć. Każda nasza decyzja kształtuje przyszłość,
więc podejmujmy te decyzje mądrze, nie zapominając o swoich marzeniach.

Historia opowiedziana w "Locie 305" jak dla mnie bazuje na locie 815 z serialu "Lost". I choć z początku książka zapowiadała się świetnie (katastrofa, nieznane, zmobilizowanie sił rozbitków) to jednak, gdy opowieść zaczęła iść torem sci-fi, zniechęciłam się. I przez trzy dni trochę się namęczyłam by dokończyć czytanie...