Bardzo depresyjna lektura, krążąca wokół śmierci: śmierci zadawanej ludziom i zwierzętom, śmierci przyrody, gdyż nadchodzi zima, śmierci głównego bohatera i śmierci pewnej epoki. Ostatnie dni I Wojny Światowej dla porucznika armii austro-węgierskiej Kiekeritza, gdzieś na krańcach jego imperium, w Galicji są czasem powolnego umierania. Trudno jednak zadufanego w sobie i w swoją wyjątkowość porucznika polubić, czy choćby mu współczuć. Zamknięty w swoim świecie przeżywa fascynacje estetyczne i chwile kiedy panował nad życiem innych ludzi. Co dla porucznika stanowi największą wartość, co trzeba zachować i uratować? Zbierał po zdewastowanych majątkach i cerkwiach porcelanę i ikony. Co ma większą wartość, porcelana czy człowiek? Czym jest śmierć dla porucznika Kiekeritza, jego śmierć, śmierć innych ludzi, „śmierć” porcelany. Znamienne są ostatnie sceny, kiedy zwłoki porucznika zostają zapakowane do skrzyni i tak jak wcześniej wysyłane przez niego skrzynie z ikonami i porcelaną, zostają odesłane do matki. Człowieku w obliczu śmierci , jak tą śmierć oswaja i jak patrzy wstecz na swoje życie, to jest uniwersalna wymowa tej książki.
Nie jest to moja ulubiona książka, chociaż naprawdę jest świetnie napisana.