Las, do którego starsi ludzie boją się wchodzić. O którym praktycznie nikt nic nie wie, a sekrety spoczywają bezpiecznie w grobach. Tych na cmentarzu przy parafii oraz tych, jakimi usiany jest las. Nikt nie wie, ile osób zostało w nim zabitych i kim właściwie byli sprawcy. Nikt nigdy nie został za to ukarany i nie poniósł konsekwencji. A o historiach ludzi, którzy wracali z przymusowych robót i zostali zamordowani od lat wspomina się jedynie szeptem.
Hetman nie jest pierwszym, kto próbuje przywrócić pamięć tych okropnych wydarzeń, ale robi to wyjątkowo wnikliwie. Dociera do wszystkich dostępnych informacji, nikogo nie ocenia i pozostawia swoje własne poglądy oraz uczucia poza tekstem. Dzięki temu autor stworzył kolejny dobry reportaż o zbrodniach przeszłości i kolejny raz czytałam jego pracę z ogromną przyjemnością. Lekkie pióro, duży szacunek dla rozmówców i potraktowanie tematu z łagodnością, ale bez spłyceń — oto, do czego już mnie przyzwyczaił.
„Las zbliża się powoli. Kto po wojnie mordował w Dębrzynie" mówi o zbrodniach na braciach wracających do domu, ale skupia się też na zmowie milczenia, nieudolnych śledztwach i historii miejscowości wokół Dębrzyna. Jest o tym, jak wyglądała codzienność w sąsiedztwie z wojskiem niemieckim, a potem rosyjskim. O odnajdywaniu kości wśród drzew przez dzieci i kłamstwach dorosłych. O traumie powojennej. Hetman bowiem w żadnym razie nie idzie na skróty. Nie spłyca problemów i stara się ugryźć je z każdej strony. I jestem mu za to kolejny raz wdzięczna.
Po „Izbica, Izbica" mogłam to jedynie podejrzewać, ale teraz jestem pewna —tytułu tego autora naprawdę warto mieć na oku. Czekam na kolejne!