Macie swojego ulubionego bohatera literackiego? Takiego, za którym potraficie zatęsknić? Dla mnie kimś takim jest Harry Hole, bohater serii powieści kryminalnych autorstwa Jo Nesbø. Jak łatwo możecie się domyślić, informacja o wydaniu kolejnej części sprawiła, że skakałam z radości przez cały dzień.
Harry pogrążony w rozpaczy ucieka do Los Angeles i planuje spędzić tam ostatnie dni swojego życia, pijąc na umór. W jego życiu pojawia się jednak Lucille - emerytowana aktorka. Kobieta zadłużona jest na niemal milion dolarów, przez co jej dalsze losy wiszą na włosku. Harry odkłada więc zapicie się na później i postanawia pomóc Lucille.
Tymczasem w Oslo dokonano dwóch podobnych morderstw. Podejrzewa się, że stoi za nimi ten sam człowiek. Podejrzenia policji padają na bogatego potentata rynku nieruchomości, który to...postanawia zatrudnić Harrego do złapania mordercy. W zamian oferuje byłemu policjantowi stawkę, która uratowałaby życie Lucille. Zegar tyka, Hole ma tylko dziesięć dni na rozwiązanie zagadki i uratowanie swojej amerykańskiej przyjaciółki.
O matulu, jak ja tęskniłam! Za wszystkim! Za postaciami, za piórem Nesbø, za klimatem mojej ukochanej Norwegii, no i oczywiście za łamiącym wszelkie zasady - Harrym. "Krwawy księżyc" niczym nie odbiega od poprzednich części, a tworzy z nimi nierozerwalną całość. Przez tę książkę wprost się mknie. Często my, czytelnicy mamy problem z nagromadzeniem szczegółów w tekstach literackich. W przypadku twórczości Nesbø te szczegóły to majstersztyk - one w żaden sposób nie zanudzają, a wręcz przeciwnie, pociągają uwagą odbiorcy za niewidzialne sznurki i wciągają go w sam środek akcji. Tę książkę czyta się świetnie. I jak zawsze jestem zachwycona fantastycznym tłumaczeniem Iwony Zimnickiej.
Nie polecam zaczynania przygody z całą serią od tej części, ponieważ za dużo w niej nawiązań do tego, co już się wydarzyło (moim zdaniem do części Policja śmiało, można czytać wybiórczo, później tylko w kolejności wydawania).
I mała ciekawostka, nazwiska bohatera nie wymawiamy jak “dziura” w języku angielskim, a po prostu - “Hule”.