Niektóre książki tak bardzo mnie zaskakują, aż chwilami po prostu wybucham śmiechem. Czytałam już jedną książkę autora i choć temat był podobny, to jednak tamta pozycja jakoś bardziej mi się podobała. Tutaj znalazłam totalny misz masz jeśli chodzi o zombi, czy też inne stwory. Przeczytałam o tym, że można zabić wskrzeszonego umarlaka. Rozpadały się drastycznie, ale mnie to śmieszyło. Pisało, że części ciała same odpadały, skóra schodziła z ciała, a ja zaraz wyobrażałam sobie, że trupowi odpada polik, po czym za nim biegnie:-))) Wiem, że to bardzo nieprofesjonalne, ale naprawdę nie umiałam się przed tym powstrzymać. To taka wojna na złe i gorsze, gdyż główny bohater ma powody by zachowywać się tak a nie inaczej. Rodzina jest dla niego najważniejsza, więc by móc ją odzyskać pisze się na pakt, którego później żałuje i nie. To taka opowieść, gdzie obyczajówka miesza się z horrorem i fantastyką. W wersji obyczajowej poruszony zostaje temat partnerki i brata. Są dla niego bardzo ważni, lecz powodu nie poznajemy od razu. Horrorem jest tutaj walka w Pierwszej Wojnie Światowej, gdyż krew przelewa się niemal w każdym zdaniu, aż człowiekowi się wydaje, że lepią mu się od tego ręce. Fantastyka wkrada się w momencie, kiedy ktoś staje się nieumarłym. Co zatem to oznacza? Czy badania nad tajemniczym grzybem przyniosą jakiekolwiek rezultaty? Jeśli wiecie co oznacza słowo wojna, to tutaj jest jej aż nadto. Tu nikt nie spoczywa na laurach, walka toczy się wszędzie, nawet nie ma możliwości...