Z książkami Joanny Balickiej mam relację love/hate. Część z nich uwielbiam, jak chociażby "Co wyszeptał nam deszcz", natomiast część, jak np. "Korepetytor" totalnie nie przypadły mi do gustu, dlatego byłam bardzo ciekawa, jak w moim osobistym rankingu jej książek wypadnie "Kontrakt".
Tym razem autorka przedstawia historię Treyvona Laurenta — jednego z najlepszych pilotów, który na co dzień lata dla linii lotniczych Dragon Airlines. W swojej pracy kapitan Laurent ceni profesjonalizm, dlatego, gdy jedna ze stewardes z jego teamu odchodzi, aby przygotować się do roli matki, mężczyzna nie jest zadowolony, że do jego zespołu dołączy ktoś nowy i niedoświadczony.
Tą osobą jest o trzynaście lat młodsza od kapitana — Aurora Grey, która marzyła o pracy w przestworzach od najmłodszych lat. Przed swoim pierwszym lotem, dziewczyna próbuje odstresować się w swoim nowym apartamencie, w towarzystwie swojej przyjaciółki, wina i piosenek Britney Spears. Niestety, głośna muzyka nie odpowiada mieszkającemu naprzeciw Treyvonowi, który głośno wyraża swoje niezadowolenie. Dochodzi do awantury, która kończy się spektakularnym trzaśnięciem drzwi tuż przed nosem mężczyzny. Jednak Aurora nie wie, że jej sąsiadem jest jej nowy przełożony. Czy zatem dziewczynie uda się zrealizować swoje marzenia o lataniu? Czy wojenna ścieżka, na którą wstąpili główni bohaterowie, doprowadzi do katastrofy? Czego dotyczy tytułowy kontrakt? Po odpowiedzi na te pytania odsyłam Was do lektury.
Muszę przyznać, że Treyvon Laurent został wykreowany właśnie tak, jak się tego spodziewałam. Arogancki i bezczelny do granic możliwości. Bardzo podobało mi się, że na początku Aurora nie pozwoliła sobie dmuchać w kaszę i potrafiła mu się postawić. Ich wzajemne interakcje, potyczki słowne i ta chemia, która buzowała między nimi, napędzała całą historię, a książka w zasadzie czytała się sama.
Nie brakowało w niej również gorących scen, które rozgrzewały czytelnika do czerwoności, ale w mojej ocenie było ich zdecydowanie za dużo. W pewnym momencie miałam bowiem wrażenie, że bohaterowie nie robią nic innego, tylko zrzucają ubrania i oddają się cielesnym uciechom. Na początku zupełnie mi to nie przeszkadzało, ale z czasem zwyczajnie zrobiło się to nudne i wręcz nużące.
Za to bardzo podobały mi się fragmenty, w których pojawiała się mała Zoe. Uwielbiam to dziecko i niesamowicie urzekła mnie jej relacja z Treyvonem, dlatego rozczulałam się za każdym razem, kiedy pojawiały się sceny z ich udziałem.
Jeżeli chodzi natomiast o minusy, to niestety głównym problemem tej książki jest to, że w mojej ocenie nie przeszła ona należytej korekty i redakcji. Niestety, ale sformułowania typu "kliknął językiem", czy inne związane ogólnie rzecz biorąc z wargami, doprowadzały mnie do szewskiej pasji. Ponadto niektóre sceny w samolocie były tak niewiarygodne, że aż śmieszne. Pilot samolotu, który podczas turbulencji obmacuje stewardesę w kuchni, czy dołączenie Treyvona i Aurory do "mile-high club" to tylko niektóre z przykładów, ale uwierzcie mi, było tego zdecydowanie więcej.
Zatem reasumując - "Kontrakt" to książka, która ma swoje lepsze i gorsze fragmenty. Myślę, że bardziej przypadnie do gustu tym, którzy nie zwracają zbytniej uwagi na szczegóły i niedociągnięcia.