"Koń Alechina" jest sagą rodzinną "au rebours". Dwieście lat z życia pewnej szalonej hrabiowskiej rodziny opowiedziane w fotograficznym skrócie - z tym, że słowo fotograficzny ma w tym wypadku kluczowe znaczenie. Snute w niej opowieści są jak przeźrocza latarni magicznej. Zaś tym kto rzuca na nie światło, kto pozwala zaistnieć im na wyimaginowanym ekranie czytelniczej świadomości - jest główny bohater powieści, niejaki Karol Lorak, osoba z gatunku tych, które zamiast czerpać z rzeczywistości pełnymi garściami, żyją - na szczęście - cudzym życiem. Wiele lat Karol Lorak zbierał się do opowiedzenia tego, co teraz, nad tą atramentową rzeką, powoli nabiera kształtów... Do stworzenia zupełnie nowego, autonomicznego świata z przypadkowych fragmentów rzeczywistości. Ulokowania w fantastycznej przestrzeni tego, co działo się w całkiem realnym czasie. Do wymyślenia odpowiedniej scenografii i kostiumów dla wszystkiego, co zostało mu kiedyś opowiedziane (w czasie wigilii, rodzinnych spędów, długich spacerów) i dla tego, co sam przeżył, a co teraz przybiera trudną do określenia formę. Jakby zdarzenia nie następowały po sobie, linearnie, ale istniały równolegle...