"Słowem nie ma ludzi ani dobrych, ani złych, ani uczciwych, ani szachrajów, ani owieczek, ani wilków, są tylko ludzie ukarani i ludzie bezkarni" - Jakob Wassermann
"Kolory ognia" to druga część cyklu "Dzieci katastrofy" autorstwa Pierra Lemaitre'a. Tom pierwszy bardzo mi się podobał, zresztą tak jak i cała do tej pory przeczytana, twórczość tego pisarza. Spokojna więc o jakość tomu drugiego zabrałam się za czytanie. Oczywiście nie zawiodłam się, ta książka jest bardzo dobra, trzyma swój wysoki poziom, jaki Pierre Lemaitre wypracował już dawno i do jakiego mnie przyzwyczaił.
Kiedy skończyłam czytać, odetchnęłam głęboko i pierwsza myśl, jaka mi zaświtała w głowie to "Jeśli wejdziesz między wrony, musisz krakać jak i one". Jest rok 1927, właśnie odbywa się, z wielką pompą i szerokim rozmachem organizacyjnym, pogrzeb bankiera, milionera i bardzo wpływowego człowieka Marcela Péricourta, którego poznaliśmy już w części pierwszej cyklu. Prywatnie był on ojcem Madeleine Péricourt którą również już poznaliśmy.
Niestety w czasie pogrzebu dzieje się coś jeszcze, coś, co na długo pozbawi Madeleine woli życia. Będzie trwać w jakimś dziwnym zawieszeniu, letargu, w szklanej bańce, do której odgłosy świata dochodzą z opóźnieniem i jakby wyrwane z kontekstu. Ten właśnie czas wykorzystają jej wrogowie, którzy kiedyś byli bliskimi, by podstępem pozbawić ją wszystkiego. Ogromny majątek jej ojca odpłynął w siną dal, zagarnięty nieuczciwie przez różnych ludzi, którzy potrafili wykorzystać sytuację.
Czasem się mówi, że trzeba sięgnąć dna, by mieć się od czego odbić. Tak właśnie stało się z Madeleine, stała się wroną, która w końcu musiała "zakrakać jak i one", by odzyskać to co jej się należało a przy tym dotkliwie "ukarać", tych, którzy ośmielili się jej to odebrać. A to wszystko dzieje się na tle wydarzeń i emocji szarpiących Francją. "Kolory ognia", to naprawdę kawał świetnie napisanej literatury, który dostarczył mi wiele fantastycznych chwil i emocji.