Sven Hassel, były żołnierz Wehrmachtu, opisuje codzienność w niemieckim karnym batalionie w czasie drugiej wojny światowej i zadania wykonywane przez taką jednostkę zarówno na głębokich tyłach (to jest w Niemczech), jak i na froncie wschodnim.
Książek o wojnie napisano na pewno co najmniej kilkanaście tysięcy. Żeby w tej tematyce zaistnieć, wybić się, autor musiał pisać w jakiś faktycznie wyjątkowy i specyficzny sposób.
Charakterystyczny styl Hassela, który przyniósł mu sławę, uznanie i pieniądze, polega na epatowaniu czytelnika opisami niezwykle realistycznymi i wyjątkowo brutalnymi. To nie Kirst czy Remarque, to po prostu… rzeźnia.
Oto zresztą drobna próbka i od razu zaznaczam, że nie są to bynajmniej momenty najbardziej poruszające i krwawe w tej książce. Te „cięższe” wywołują po prostu odruchy wymiotne i przerażenie.
„Panika stawała się coraz większa. Rodzice rzucali dzieci w ręce przechodzących obok obcych żołnierzy. Niektórzy z nich odrzucali je, inni usuwali się.
Malutki i Legionista siedzieli na pancerzu. Rzucono im na pancerz dziecko. Dziewczynkę, miała może dwa, trzy lata. Legionista nie zdążył jej złapać i dziecko wpadło pod gąsienicę. Potężny walec zmiażdżył ciałko. Matka widząc to oszalała i sama rzuciła się pod następny czołg. Gąsienice wgniotły ją w ziemię”*.
„Przekleństwa, groźby, wycie i przerażające wołanie o pomoc przeplatały się z urywanymi seriami z karabinów. Tak brzmiała nocna muzyka we wsi Werbki.
Do jedn...