- Przestań się wściekać. Popatrz na mnie. Już jestem całkiem spokojny. Nie mam do ciebie pretensji, że zniknęłaś, ot, tak od niechcenie*, na trzy dni. Nie usłyszysz na ten temat więcej ani słowa. Jestem zakochany, ale to każdemu może się przytrafić. Tylko musimy coś z tym zrobić. Nie możesz tego zlekceważyć. Słyszałaś pewnie, że owładnięci miłością potrafią wyczyniać straszne rzeczy. Weź to pod uwagę. A właściwie, powinnaś być zadowolona. Skąd możesz wiedzieć, że jeszcze ktoś się w tobie zakocha? Wcale nie jesteś taka nadzwyczajna. Sam nie wiem, co ja w tobie widzę. Gdyby jakiś kumpel stracił dla ciebie głowę, to bym go zapytał, gdzie ma oczy. Jakaś prawda musi się w tym kryć, kiedy powiadają, że miłość jest ślepa.
- A więc nie jestem za bardzo w twoim guście?
Przechodziliśmy właśnie przez wielką sień z dwoma wysokimi lustrami po bokach. Sasza obrócił mnie w stronę prawego zwierciadła.
- Popatrz sama. Jedno biodro wyżej, utykasz na nogę, ale to jeszcze drobiazg. Nos jak u Baby Jagi i małe zezowate oczka. Usta wąskie, zaciśnięte, zdradzające złośliwy charakter. Doprawdy, sam sobie się dziwię. I jeszcze te koszmarne włosy! W dodatku, żeby mnie dobić, okropnie się ubierasz. Gdyby ogłoszono konkurs na najgorzej ubraną studentkę, ani chybi zostałabyś "miss". Żółte portki i ta zielona bluza w kanary! Stój, gdzie idziesz! Popatrzę sobie i mi przejdzie. Obydwoje będziemy mieć święty spokój.