Wiem, jestem wredna, ale czytając tę książkę, w której są opisy tego, co spotykało Niemców w Berlinie pod okupacją radziecką, nie mogłam nie myśleć: "Dobrze im tak!". Książka jest pamiętnikiem napisanym po mistrzowsku, wspaniały styl, piękne myśli, czyta się doskonale, brak wulgaryzmu mimo tematyki. Jeśli miałabym opierać się tylko na tym pamiętniku (nie czytałam jeszcze do tej pory niczego, co mówiłoby o tym, co się działo w Berlinie po "wyzwoleniu" go przez Rosjan, wiem tylko ze słyszenia, ze wzmianek), to wnioskuję, że Niemcy z Rosjanami mieli o niebo lepiej, niż ludność okupowana przez Niemców od Odry po Moskwę. SS wyczyniało straszne rzeczy, mordowali wszystkich, od niemowląt, po starców. Rosjanie lubili dzieci, szanowali matki, szanowali starszych ludzi, z reguły nie czynili ludziom krzywdy (z wyjątkiem oczywiście gwałcenia:). To wynika z pamiętnika. Wiem, że w innych regionach działy się sceny dantejskie z wojskami radzieckimi w roli głównej, ale berlińczycy to akurat za wiele do narzekania nie mieli. Poza tym autorka to stereotypowa Niemka, patrząca z góry na wszystko, co nie-niemieckie, uważająca wszystkich za wieśniaków i nieuków. Rozpacza nad przegraną wojną, ale nie nad upadkiem moralności w narodzie niemieckim. Rozpacza nad staczaniem się z cywilizacyjnego szczytu, ale nie nad tym, co Niemcy wyczyniali na Wschodzie.
http://zielonowglowie.blogspot.com/