To nie jest poezja, która chce mówić w imieniu pokolenia, grupy czy środowiska. Mówi się w ograniczonym zakresie o tym, że nieraz pośród szczątków cudzych poetyk i zużytych lirycznych klisz da się usłyszeć cichy, przejmujący głos. I nie będziemy tu dociekać, jakie egzystencjalne przyczyny zepchnęły ten głos w przepaście i traumy; sądzę, że tu zakłada się jednak pewną wspólnotę wrażliwości, nasze podobieństwo w owych zepchnięciach, utratach i ranach. Na tej tylko płaszczyźnie można spotkać się z płynnym medium tych wierszy — tożsamością niby rozproszoną, a przecież w każdym ponownym użyciu głosu scalaną, odzyskującą w miarę wyrazistą postać. Z "Posłowia" K. Maliszewskiego