Myśleliście kiedyś o zostaniu policjantem/ policjantką?
Poznajcie Borysa Iwanickiego, warszawskiego śledczego, który przybywa do Beki, miasteczka małego i zwyczajnego na Kaszubach, gdzie sąsiedzi chłodnym darzą się szacunkiem. Ma tu rozwiązać sprawę dziwnego, acz bestialskiego zabójstwa młodej dziewczyny. Tylko że wszystko, co może iść źle i pod górkę, tak właśnie się turla. Tak, jak byście grali z kimś wrednym w Uno lub Mario Kart. Lokalni policjanci, niezbyt kompetentni, w trakcie czynności służbowych zadeptali ślady, a sama zbrodnia przypomina skutki odprawienia jakiegoś zwichniętego rytuału. Czy z tym wszystkim może mieć coś wspólnego lokalna, zabita wieki temu, czarownica Sydonia von Borck?
Dorzućmy do tego nie do końca świadomy styl bycia Borysa. Bohater uzależniony jest od wszelakiej maści „cukrów pudrów” i dotkliwie odczuwa skutki przymusowego celibatu (wcześniej rozstał się z żoną). Gdyby Iwanicki został słabiej rozpisany, bez realnego ukazania dość przekonujących, choć niekoniecznie wysokich lotów przemyśleń jednostki, byłby tworem odpychającym jak typowy bohater młodzieżówki z wydawnictwa Niebywałego (a tak to widać, na jaki materiał na męża może wyrosnąć losowy Zayden)😈
Tymczasem bohater, owszem, nie wzbudza zbyt wieku pozytywnych odczuć (na przykład, gdy siedzi u terapeutki), ale mnie kupił. Wzbudził ciekawość pod tytułem „co ty tam masz nawalone we łbie, typie?”.
Dodatkowo wciągnęło mnie samo śledztwo, obserwowane oczami nie do końca świadomego Borysa (więc wiele rzeczy umykało, by w pewnym momencie wjechać z gracją hiszpańskiej inkwizycji).
Kupiło mnie też tło akcji: małe kaszubskie miasteczko wypełnione zróżnicowaną społecznością, której przedstawiciele mówią i myślą po swojemu.
Co nie pykło? Korekta. W tekście wyłapałam nieco babolków, które można było zniwelować.
Czy książkę polecam? Osobom pełnoletnim jo 😉 Szymon Grot zadebiutował w mocnym stylu i mam nadzieję usłyszeć o jego kolejnych dokonaniach.