„Języki i kolczyki" nie jest powieścią, jaka mogła mi przypaść do gustu (od narracji, poprzez klimat, po fabułę), a jednak zdecydowałam się ją przeczytać, a nawet o niej napisać. Wciąż bowiem chodzi mi po głowie to, że właśnie ten tytuł dostał nagrodę im. Ryonosuke Akutagawy, czyli najważniejsze japońskie wyróżnienie literackie. Mało tego! W samej Japonii sprzedano ponad milion jej egzemplarzy. Jest więc ogromnym sukcesem, co wiele mówi o mieszkańcach Kraju Kwitnącej Wiśni.
Hitomi Kanehara opowiada losy znudzonej życiem nastolatki, która szuka silnych wrażeń. Poznaje chłopaka, punka o odstraszającym innych wyglądzie, a im więcej czerwonych flag wokół niego powiewa, tym silniej czuje się z nim związana. Postanawia przekłuć język, by móc go rozepchać, a potem rozciąć. Decyduje się na tatuaż. Uprawia brutalny seks. Zdradza swojego partnera. Fascynują ją modyfikacje ciała oraz ból wszelaki. Pociąga ją wszystko, co zabronione lub piętnowane. Zatraca się w braku uczuć, jaki jedynie silne bodźce mogą zatuszować.
W prozie tej czuć ból typowy dla japońskiej literatury powojennej, którą tak lubię, ale w wydaniu... bardziej i mocniej. Bez ładności i zgrabności. Wszystko ocieka brudem i odpycha. O to w tym chodzi, a jednocześnie właśnie to budzi najwięcej moich pytań. Hitomi Kanehara to autorka współczesna, a jednak tak... oderwana. Tak inna, ale w sposób, którego polubić nie mogę. Tworzony przez nią świat jest ekstremalny i odpychający. Po lekturze czułam się po p...