Czy zastanawialiście się kiedyś, jak przelać na kartkę papieru strumień świadomości, aby jak najlepiej odzwierciedlić rzeczywisty przebieg nieskrępowanych myśli? Bez wątpienia powstałby zapis chaotycznego monologu wewnętrznego o różnorodnej zawartości. Myśli nie dadzą się poskromić i ułożyć w elokwentne, uporządkowane zdania. Wybiegają w przyszłość i przeszłość kiedy tylko im się podoba. Zmieniają się szybko jak w kalejdoskopie. A co zrobić, jeśli nie ma żadnych ram czasowych, mamy do czynienia z kilkoma postaciami i historią zdającą się nie mieć końca? Na dodatek w tym wszystkim jest zawarta poważna problematyka - kulturowa, społeczna, polityczna? Polecam przeczytać Jesień Patriarchy Gabriela Garcii Marqueza. Marquez stworzył wielowymiarową powieść o karykaturalnym, alegorycznym i baśniowym charakterze. Głównym bohaterem oraz przedmiotem dyskursów innych osób jest bliżej nieokreślony w czasie i przestrzeni dyktator. Dzierży on władzę absolutną, nie mającą początku ani końca, podobnie jak jego istnienie. Jednak pod powłoką grozy, władzy i ciężkiej ręki kryje się osoba paranoidalna, osamotniona i pełna obaw. Dyktator wzbudził mój niepokój wewnętrzny - jako reprezentant tyranii nie znoszącej sprzeciwu był zdolny do bestialskich kroków. Z drugiej strony wydawał się zagubiony w swoich działaniach i obarczony ciągłą niepewnością oraz osłabiającymi lękami. Zdawał się działać na zasadzie "co mnie nie zabije, to mnie wzmocni". Uciskani znali tylko jedną stronę - tą gniewną, bezlitosną twarz uzurpatora, symbol upadku sprawiedliwego panowania. „Jesieni patriarchy” stanowczo wyróżnia się swoim skomplikowanym i pomysłowym skonstruowaniem na tle wszystkich powieści, jakie do tej pory przeczytałam. Narracja zdaje się być recytowana z pamięci, aczkolwiek chaotycznie i achronologicznie. To także próba maksymalnego wykorzystania możliwości składni i stylistyki -jedno zdanie potrafi zajmować miejsce kilkunastu stron. Nasuwa się na myśl, że to wspomnienia z najgłębszych i najbardziej osobistych zakamarków pamięci, wypływające na wierzch w dowolnej kolejności. Powieść czyta się z niedowierzaniem, że za pomocą rzadko przerywanego toku mowy można stworzyć tak wielostronny obraz fikcyjnego świata i specyficznej przestrzeni. Ze zdumieniem stwierdziłam, że jego elementy się ze sobą zazębiają i jednak tworzą jakąś hierarchię. Achronologiczna narracja w powieści najwyraźniej dzieli się na duże cztery części. Przypomina zapisany chaotycznie strumień wspomnień narratora, przytaczającego w owym wywodzie także wypowiedzi i myśli mnóstwa postaci. Potok wypowiedzi mimo wrażenia chaosu utrzymany jest jednak w spójności. Autor rzadko daje wytchnienie czytelnikowi przez zakończenie strumienia zdań kropką. Świat przedstawiony w powieści wydaje się być surrealistyczny, pochodzący z sennego koszmaru, w którym podążamy z miejsca na miejsce bez konkretnego celu, a nasza wyobraźnia uwolniona z więzów realności szaleje. Absurd przewyższa absurd w chociażby początkowym opisie pałacu dyktatora. Najbardziej intrygującym elementem powieści jest narracja, nieodłączna, jeżeli chciałabym omówić styl tej książki - kim właściwie jest narrator? Pozwolę sobie na nieco dłuższą analizę na ten temat. Raz występuje jako zaangażowany świadek i uczestnik wydarzeń, aby później zniknąć, ustępując głosu postaciom ze świata dyktatora, po czym powraca i wypowiada się w imieniu również nieokreślonej grupy osób. Odczułam wrażenie, że narrator się śpieszy, nie ma czasu na przemyślenie swojej wypowiedzi i daje nieograniczony upust odczuciom, przez co nieuważny czytelnik może się szybko zgubić w tej plątaninie myśli. Narrator jest obecny począwszy od zdarzeń masowych, manifestacji, do najbardziej intymnych, kameralnych, prywatnych scen, gdzie w rzeczywistości nie mógłby się znajdować, np. przy osobistym czuwaniu dyktatora przy łożu matki. To on spontanicznie decyduje, kiedy udzielić głosu postaciom i w jakich okolicznościach. Dlaczego akurat Jesień patriarchy? Patriarcha kojarzy mi się z metaforą ojca całego narodu, odpowiedzialnym i godnym swojego stanowiska władcą, którego nie gnębią moralne rozterki i wyrzuty sumienia. Patriarcha powinien być zwierzchnikiem określonej części ludzkości o silnych fundamentach etycznych. Mam nadzieję, że wprowadziłam tylko ziarno zamieszania w Waszych głowach i jednocześnie zainteresowałam Jesienią patriarchy - to podobne uczucie do tego, jakie ja miałam po zakończeniu tej wymagającej lektury. Myślę, że nie można być obojętnym wobec tej pozycji. Albo się ją pokocha i pochwali, albo uzna za stracony czas i skrytykuje.
http://www.skrzatowisko.blogspot.com/