„Ponad 550 km, piach, kurz, kamienie, woda (bynajmniej pitna...), czy słońce czy deszcz, często pod wiatr (większość wiatrów nad naszym Bałtykiem wieje z zachodu na wschód), codzienne zmaganie ze swoimi słabościami, bólem i potem, nie odkładanym na potem... Z minimalnym bagażem (nawet bez plecaka, żeby nie przeciążać chorego kręgosłupa), z minimalnym budżetem, z maksymalną radością i ostrożną nadzieją na ukończeniu wędrówki o własnych siłach...” − fragment Wstępu.