Była taka religia: zbawić siebie znaczyło zobaczyć w sobie prawdziwą pełnię, przedwieczną światłość i ciszę czegoś starszego niż wszechświat. W sobie - ujrzeć nieskończoność. Religia ta to gnostycyzm; zakwitła w regionach Palestyny i Syrii w drugiej połowie I wieku, wkrótce dotarła na wybrzeże Azji Mniejszej i Grecji, następnie Aleksandrii, a póżniej Rzymu. W wieku II i III rozwijała się bez przeszkód w Syrii, Mezopotamii, Azji Mniejszej i Egipcie.
Wyznawcy tej wiary, z czasem nazwani heretykami, czuli się wędrowcami w świecie, przenoszącymi pod łachmanem ciała perłę duszy. Dokąd? Oni to wiedzieli, gdyż bylui "wiedzącymi" - gnostykami. Pogardzając urodą materii, potęgą natury i grozą śmierci, szanująć mądrość Platona, orfików i qumrańczyków, dali się także poznać jako wyznawcy Jezusa Chrystusa. Pośród zgiełku wielkich miast, rzadziej na wiejskich ustroniach, pilnie strzegli zgłębionych tajemnic. Twierdzili, że poznali jedyną, choć wielokrotną prawdę. Czy była to prawda o rzeczywistości wszystkich ludzi?