Antologia opowiadań inspirowanych dziełami malarza Jakuba Różalskiego. Grafiki są w większości znakomite, podoba mi się styl i technika autora, dzięki której grafiki cyfrowe wyglądają jak obrazy malowane ręcznie. Sam pomysł na powstanie takiej antologii także wydaje się interesujący, ale wykonanie nie do końca dorównuje zamierzeniom. Książkę wydano co prawda w elegancko zdobionych (grafiką i wypukłym drukiem) okładkach, równocześnie jednak używając w środku żółtawego papieru średniej jakości, dzięki czemu znaczna część reprodukcji obrazów Jakuba Różalskiego jest mało czytelna i dużo lepiej obejrzeć je na profilu artysty na artstation.com lub polskagrafikacyfrowa.pl. Także wstawianie niektórych obrazów w tekst tak, że ich część znajduje się na wewnętrznym marginesie stronic jest pod pewnymi względami bez sensu, bo nie da się ich obejrzeć bez rozłamania książki na pół. Tym niemniej jest to z pewnością książka wyróżniająca się oryginalnością oprawy graficznej i już tylko za to wydawnictwu SQN należą się wyrazy uznania. Obrazy Różalskiego same w sobie są warte obejrzenia, nawet jako słabe reprodukcje.
Opowiadania zawarte w książce reprezentują bardzo różny poziom a ich powiązania z obrazami bywają dość symboliczne i nierzadko wmontowane nieco na siłę do tekstu. Nie psułoby to oczywiście przyjemności z czytania ale nie da się ukryć, że "Inne światy" cierpią też na inne typowe przypadłości antologii a część opowiadań jest po prostu słaba i nudna. Całościowa, przeciętna ocena jest wiec wypadkową tych cząstkowych rozczarowań czytelniczych poszczególnymi tekstami chociaż dołożyłem jedną gwiazdkę za pomysł.
Poniżej opisy i oceny (w takiej samej skali jak używana na LC) poszczególnych opowiadań - mogą zawierać niewielkie spoilery co do głównych tematów poszczególnych tekstów.
Małecki "Idzie niebo". 5. Smutny, by nie napisać smętny tekst z (być może) inwazją w tle. Fabuła nie ma tu większego znaczenia. Autora nie interesują najeźdźcy, przyczyny, walki i wojna. Nie interesują go też rozwiązania i wyjaśnienia a ich brak jest środkiem budującym nastrój. Nie ukrywam, że nie lubię tego typu opowiadań, chyba że pisze je ktoś z talentem na miarę Raya Bradbury'ego. Małeckiemu chyba jeszcze trochę do tego poziomu brakuje. Dla mnie główną zaletą tego tekstu było to, że był on krótki. Jak wizja wywołana przez obraz. Może jednak komuś zostanie w pamięci na dłużej? Chyba zaniżam ocenę.
Szmidt "Szpony smoka". 5. Historia alternatywna, w której większą częścią świata włada cesarstwo Nipponu ze wsparciem potęgi smoków. Autor, dosłownie i w przenośni, potwornie namieszał łącząc w jednym utworze tradycyjne elementy polskiej i japońskiej kultury,historię, magię i technikę, baśń i nieco militarny steampunk. Mieszanina ta wydała mi się początkowo trudno strawna, ale nie sposób odmówić P. Schmidtowi zręczności z jaką poskładał wszystkie te niezbyt do siebie pasujące składniki w jedną całość, przy okazji podkładając czytelnikom, znającym naszą wersję historii współczesnej, przewrotnie skonstruowany dylemat do rozstrzygnięcia - z którą z obu walczących stron sympatyzować? Nie jest to zresztą jedyna solidna zmyłka autora zawarta w tekście.
Chutnik "Zapalny stan udręki". 1. (ocena przewidywana na podstawie fragmentu tekstu). Sam tytuł wydał mi się na początku zniechęcająco głupią zbitką przypadkowo dobranych słów i niestety równie bezsensowny okazał się sam tekst. Bełkotliwe rozważania o jakichś halucynacjach szpitalnych, fatalnie świadczące o osobie, która zdecydowała się to nieszczęście opublikować w czymkolwiek. Nie dałem rady skończyć. Jedyny pożytek jaki odniosłem z lektury to wiedza o tym, żeby starać się nie kupować niczego autorstwa P. Chutnik.
Mróz "Korytarz pełnomorski". 3. Podróże w czasie, pętle i wynikające z nich paradoksy. Wtórne, nudne i do niczego nie prowadzące. Najbardziej fantastyczni byli chłopi harujący na polach w okolicach 1920 roku. U Mroza to równocześnie oczytani erudyci miewający problemy egzystencjalne, które wyrażają tekstami typu "na swoje życie patrzył teraz bowiem wyłącznie przez pryzmat zakazanego, niespełnionego uczucia do Adrianny. Przez ostatni rok pogrążał się w marazmie, a rzeczy, które niegdyś przynosiły mu radość, stały się miałkie i pozbawione wyrazu". A ja naiwnie i krzywdząco myślałem, że chłopi myśleli raczej o dupie Maryni niż o problemach podróży w czasie i pętlach czasoprzestrzennych. Nie spadłem z kanapy tylko dlatego, że noga mi się zaplątała się w kocach.
Kańtoch "Człowiek, który kochał" 7. Seria zmyłek autorki poczynając od tytułu a kończąc na sensacyjnej treści upozorowanej na alternatywną historię i nieco steampunkowe SF o podróżach w czasie. Wspólne wątki podróży w czasie skłaniają do porównań i muszę uznać, że A. Kańtoch napisała tekst o niebo lepszy niż R. Mróz. Trzy wątki zręcznie splatają się w jedną całość a przyjemność sprawia zarówno odkrywanie prawdziwego znaczenie zawartych w nich tajemnic jak i próba zrozumienia ich wzajemnych powiązań, które na początku nie są oczywiste. Fantastyczna technologia jest tu jedynie środkiem a nie celem samym w sobie. Dobra, rozrywkowa robota, chociaż bez większych ambicji.
Orbitowski "Sfora" 4. Upozorowany horror stanowiący w rzeczywistości ciągnącą się (dosłownie i w przenośni; wielką miałem ochotę przerzucać kartki) epopeję z wieloma bohaterami, których życiorysy, połączone magicznym katalizatorem w postaci wilczej skóry, tworzyły strumień fabuły rozlewający się po meandrach polskiej historii. Wątki rodem z fantasy i horrorów oraz wyjaśnienie tajemnic nie leżały jednak w centrum uwagi autora, koncentrującego się na losach ludzi, z których skóra wydobywała ukryte pragnienia, zdolności a czasem potworności. Pomysł interesujący. Wykonanie znacznie mniej. Leniwe tempo narracji stopniowo osłabiało moje zainteresowanie treścią noweli, do tego stopnia, że zacząłem przysypiać i męczyć się coraz bardziej aż do smętnego zakończenia. To mogła być naprawdę niezła historia i nie wątpię, że P. Orbitowski potrafi pisać. Ten pomysł jednak moim zdaniem zmarnował. A przynajmniej mnie opisywane ludzkie losy mało co obchodziły. Być może jest to kolejny tekst, którego nie doceniłem.
Zielińska "Nazwałem go Erzet" 7. Kameralne i nastrojowe opowiadanie w świecie, który waham się nazwać postapokaliptycznym, bo tamtejsza apokalipsa w oczach dziecięcego narratora wydaje się dziwnie kameralna i dotyczy miejscowej kopalni, mechów i familoków. Nietypowy tekst, pozytywnie wyróżniający się na tle pozostałych.
Jadowska "Boży dłużnik" 7. Nie spodziewałem się zbyt wiele po tej autorce i musiałem szybko przełknąć swoje uprzedzenia. Osadzone
w tatarskiej wiosce opowiadanie A. Jadowskiej nie zawiera zbyt wielu elementów fantastycznych a i nawiązania do obrazów Różalskiego wydają się kompletnie zbędne i dorobione na siłę, ale zupełnie nie przeszkadza to w lekturze. Nieco smutna i poruszająca historia ojca i syna, którym dziadek (trochę nietypowy prorok) i brat (niezbyt wierny Allahowi) pomagają w przygotowaniach do pielgrzymki na ogarniętych wojną kresach wschodnich. Opowiadanie ma spokojne tempo, przyzwoicie opisane tło oraz kilka dramatycznych i wzruszających momentów. Brakuje mu tylko jednego - zakończenia. Miałem zarzucać to autorce jako fundamentalny błąd, dopóki nie okazało się, że przegapiłem podtytuł "Pierwsza część Tryptyku tatarskiego". Szkoda, że całość tryptyku nie zmieściła się w antologii - chętnie poczytałbym o tym jak potoczyły się dalsze losy bohaterów.
Żulczyk "Tyle lat trudu" 4. Tekst o krasnoludkach z założenia nie powinien być bardzo poważny a autor jego początkowo humorystyczny
charakter podkreślił licznymi przekleństwami i slangiem używanych przez głównego bohatera i jego współtowarzyszy. Liczyłem głównie na zabawę, ale przy głębszym zastanowieniu historia krasnoludków żyjących z wykorzystywania ludzkich odpadków wcale nie była taka zabawna. Gdy już uznałem, że autor całkiem zręcznie połączył tu dwa poziomy opowieści, nastąpiła bezsensowna (jak dla mnie) wolta fabuły, roznosząca w drzazgi wszystkie wcześniejsze założenia. Nie jest to oczywiście zabieg niespotykany w opowiadaniach i powieściach, ale tu akurat zepsuł wszystko co mi się wcześniej spodobało.
Dukaj "Imperium chmur" 6. Główny powód, dla którego kupiłem tę książkę, nie spełnił moich oczekiwań. Akcja (o ile w ogóle można użyć tego słowa) dzieje się w alternatywnej Japonii poczynając mniej więcej od roku 1888, czyli po 20 latach od chwili uzyskania pełnej władzy cesarskiej przez cesarza Mutsushito i otwarcia cesarstwa na Zachód. Dukaj wybrał okres (Meiji), w którym potęga Japonii szybko narastała wraz z serią zmian społecznych i kulturalnych (zniesienie feudalizmu, powszechna edukacja i służba wojskowa) wprowadzonych przez młodego cesarza po 1868 roku. Burzliwe czasy reform, buntów, przemian i walki starego z nowym w połączeniu z egzotyką wcześniej izolującego się państwa tworzą idealne tło dla fantastycznych treści, ale Dukaj dość oszczędnie je wykorzystuje (albo subtelnie jeśli ktoś woli). Dostajemy więc do czytania wizję artysty, poetyckie rozważania o roli jednostki w kształtowaniu historii, metafory i haiku zapełniające stronice. Zapewne jedyną osobą, która w pełni rozumie ich znaczenie jest sam Jacek Dukaj. Mnie krztyna treści utopiona w morzu wizji autora wielkiej satysfakcji czytelniczej nie dała. Najprymitywniejszą oznaką mojego rozczarowania było to, że chyba z pięć razy zasnąłem w trakcie lektury a przeczytanie tego tekstu zajęło mi tydzień. Niestety kierunek, w którym rozwija się twórczość JD pozostawia miłośnikom fantastyki jedynie żal, że utworów dorównujących rozmachem wizji "Czarnym oceanom" czy "Innym pieśniom" już raczej nie przeczytamy, bo autor zajął się swoimi obsesjami językowymi, poezją i pisaniem na nowo tłumaczeń klasyków. "Imperium chmur" jest perfekcyjnie dopracowaną, nierzadko piękną i poetycką wydmuszką, w której znalazłem niewiele z tego, za co dawne książki Dukaja uwielbiam. I nie zmieni tego nawet powszechne uznanie, że "Imperium chmur" to dzieło wybitne.