Ostatnio w swoich czytelniczych poszukiwaniach zwracam się ku krótszym formom, coraz częściej sięgam po zbiory opowiadań. A że czytam bardzo nieregularnie, łatwiej mi przeczytać opowiadanie i po kilku tygodniach kolejne, niż wracać do przerwanej powieści, z której większość zdążyłam zapomnieć. I choć fantastyka nie należy do moich ulubionych gatunków literackich,, zbiór opowiadań „Inne światy” od dawna przyciągał moją uwagę, przede wszystkim ze względu na inspiracje malarstwem, które uwielbiam.
Pretekstem do stworzenia krótkich form literackich stały się bowiem prace uznanego polskiego malarza Jakuba Różalskiego. Ich niezwykły klimat łączący sielskość polskiej wsi z elementami steampunkowymi, orientalnymi, militarnymi fantastycznymi to zresztą odrębne, niezwykle ciekawe zagadnienie, na którego szczegółową analizę nie ma miejsca w zwięzłej z założenia opinii o książce. Inspirując się tak zaskakującymi i nieoczywistymi obrazami autorzy mieli zatem doskonałą okazję do wyjścia z utartych schematów i oddania się literackim eksperymentom. A są to autorzy znamienici, głośne nazwiska polskiego rynku literackiego, poczytni twórcy różnych gatunków. Dzięki temu sposób potraktowania tematu był różnorodny, a dla niektórych, nie piszących "na co dzień" w klimatach fantastycznych takie zadanie mogło stanowić spore wyzwanie. Czy sobie z nim poradzili?
Najbardziej zachwyciło mnie otwierające zbiór opowiadanie Jakuba Małeckiego „Idzie niebo” z jego mrocznym, niepokojącym klimatem. Ocena ta nie wynika w tym wypadku z mojej sympatii do autora, a z odnalezienia w jego historii śladów wcześniejszych, lubianych przeze mnie powieści i ich atmosfery. Podobała mi się „Sfora” Łukasza Orbitowskiego, opowieść o ludziach ciekawie wmontowana w historię Polski i „Nazwałem go Erzet” Aleksandry Zielińskiej, choć to ostatnie nie tyle ze względu na walory literackie, ile raczej z sympatii do jednego z bohaterów i pewne ciepło, które w tej opowieści znalazłam. Ze względu na to, że nie lubię w literaturze pięknej motywów Japonii, jej historii i kultury (choć lubię reportaże o współczesnej Japonii), zmęczyło mnie opowiadanie Roberta Szmidta i minipowieść Jacka Dukaja. Wprawdzie „Szpony Smoka” autorstwa Roberta Szmidta napisane są bardzo sprawnie, a końcówka okazała się nowatorska i interesująca, bo już mało "japońska", ale znaczna część historii, w szczególności pieśni opiewające osiągnięcia Nipponu po prostu mnie nudziły. Natomiast „Imperium chmur” Jacka Dukaja napisane jest przepięknym, bogatym językiem, ale wymaga ogromnego skupienia, niespiesznej lektury i delektowania się tekstem. To minipowieść pełna znaczeń, bardzo trudna i wymagająca, zaś w moim przypadku jej osadzenie w realiach japońskich zdecydowanie nie pomogło w odbiorze. Opowiadania Remigiusza Mroza, Anny Kańtoch i Anety Jadowskiej niezłe, ale nie wyróżniają się niczym szczególnym. Jakub Żulczyk przełamał nieco poważny i patetyczny schemat, choć jego koncepcja jakoś mnie nie zachwyciła. Za to zaczerpnięty z jego opowiadania uroczy „psiur” zostanie chyba już w moim języku na stałe. Zupełnie natomiast nie trafiło do mnie opowiadanie Sylwii Chutnik, szalony słowotok umieszczony w specyficznej konwencji. Jakoś w żaden sposób nie potrafiłam się w niej odnaleźć.
Oczywiście to bardzo subiektywna, indywidualna ocena. Każdy czytelnik ma swoich ulubionych autorów, ulubione motywy, więc zapewne będzie odbierał poszczególne opowiadania i oceniał je zupełnie inaczej.
Zbiór jako całość, uważam natomiast za doskonały. Przede wszystkim ze względu na dobór autorów, a co za tym idzie różnorodność opowiadań. Bardzo udanym zabiegiem jest w tym przypadku synergia malarstwa i literatury. Nie bez znaczenia pozostaje przepiękne wydanie książki, z reprodukcjami obrazów Jakuba Różalskiego. To jedna z tych pozycji, które chce się mieć na półce.