Książkę wciśnięto mi do ręki i zobligowano do przeczytania. Przeczucia miałam złe i niestety się potwierdziły.
Klasyczne współczesne romansidło. Powtarzalne, powolne, miałkie, nudne i przewidywalne. Od pierwszych stron wiadomo, że jeśli spotkali się samotny przystojny i lekkomyślny On oraz samotna urocza, choć odrobinę sztywna Ona i los odda im pod opiekę trójkę osieroconych dzieci, to … nie będę spojlerować, ale sami zgadnijcie Państwo: czy zakochają się w sobie i czy stworzą szczęśliwą rodzinę, czy nie? No to wszystko jasne!
Może dlatego tak srogo oceniam, że odrzucają mnie romanse, ale jeśli ktoś lubi harlequiny lub amerykańskie filmy klasy B, to może nie oceni tak źle.
Ku sprawiedliwości. Miała też książka jedną jasną stronę. Z zaciekawieniem śledziłam wątek dotyczący gry w golfa, bo to dla mnie temat zupełnie nieoswojony. Pola golfowe, kluby, turnieje, kije, dołki, hole in one, double eagle, out of bounds, fairway lub rough. Przynajmniej ogólnie wiem teraz o co chodzi. I z to jeden dodatkowy punkcik.
Jednak golf nie wystarczył, to była moja pierwsza książka Susan Wiggs i prawdopodobnie ostatnia.