Nie jestem fanką książek typu "romans" bądź "love story", jak zwał tak zwał. Ta książka zdecydowanie tego stanu rzeczy nie zmieni.
Nie powiem, historię "miłości"(?) młodego narwańca i pięknej, lecz pustej dziewczyny przeczytałam dość szybko. Jednak przez większość czasu miałam ochotę rzucić ją w kąt i więcej nie wracać. No, bo, serio - jaki facet, będący całkowicie przy zdrowych zmysłach, uparcie wracałby do kobiety, która go zdradza i za nic ma jego uczucia? Zresztą, która zakochana kobieta zdradzałaby swojego faceta?
Na nerwy działały mi szczególnie niektóre wypowiedzi tytułowej Manon. Chwilami aż do bólu ociekały głupotą. Przykład? Proszę bardzo, des Grieux zapytał ją czy planowała go zdradzić. Odpowiedziała, że nie przyszło jej to na myśl (niby ok, ale, mówiąc to, siedziała w salonie u swojego nowego kochanka, z którym planowała spędzić noc).
Nie przekonałam się do tego rodzaju literatury, oj nie.