Spoilery.
Uważam, że póki co to część, którą najlepiej mi się czytało. Pokładałam w niej spore nadzieje, bo jednocześnie była to też część, na którą najbardziej czekałam spośród wszystkich siedmiu. I w sporej mierze spełniła te moje oczekiwania.
Historia staje się tu już naprawdę mroczna i przygnębiająca. Opustoszałe miejsca, instrukcje od ministerstwa jak się zachowywać i zaginięcia naprawdę robią klimat. Jednocześnie gdzieś w tle szkoła próbuje jakoś funkcjonować, żeby dawać namiastkę normalności.
Ta historia jest chyba najbardziej ‘’konkretna’’ w porównaniu z poprzednimi częściami. Nie ma takiego, a przynajmniej aż takiego, rozwodzenia się nad mało istotnymi dla fabuły rzeczami, które nabijają nam strony. Jedyny zarzut mam wobec tego nieszczęsnego qudditcha, ale ja też generalnie tego wątku bardzo nie lubię.
W końcu mamy też dużo więcej Dumbledore’a niż normalnie. Szkoda, że dopiero teraz i szkoda, że właściwie już się więcej nim nie nacieszymy.
Trzeba jednak przeboleć wątki miłosne. Ta nagła miłość Harry’ego do Ginny niezbyt mnie przekonuje.
Bardzo podobała mi się podróż po przeszłości Voldemorta i jego rodziny. I, szczerze mówiąc, przed swoją ‘’śmiercią’’ wydaje się być dużo ciekawszą, intrygującą i bardziej niebezpieczną postacią niż po swoim odrodzeniu. To, że wybiera sobie za horkruksy bardzo charakterystyczne przedmioty jest faktycznie dowodem jego pychy,...