Ważne pytania o celowość, sens i przydatność beatyfikacji. Kubański pisarz podejmuje mało chodny temat - szuka świętości na morzu. Twórca ożywia Krzysztofa Kolumba, któremu postulare próbują nadać cnót z powodu wielkiego poświęcenia, bo odkrył Amerykę za Oceanem Atlantyckim. Ale odkrycia toną w ciemnych barwach kart historii, ponieważ Kolumb okrył się niejedną hańbą. Handlował niewolnikami, porzucił kobietę z dzieckiem, by służyć królowej Izabeli (Izabela I Kastylijska). Wypłynięcie w Nowy Świat jako komentarz społeczno-polityczny. Szerzenie nietolerancji, pogarda wobec obcych bogów i rasie z dalekich stron.
Wielka erudycja Carpentiera wypływa szerzej niż statki i konkwistadorzy za łupem. Pojawiają się cytaty wyrwane z Marksa (na którego mam uczulenie) czy Dante (już lepiej, mniej ordynarnie). Cały proces uwierzytelnienia beatyfikacji odbywa się w czterechsetną rocznicę żeglarza, którego autor nie potępia ani nie chwali, a to bardzo ważne w kontekście tematu i czułości pióra. Nie pozwala sobie na jednoznaczną diagnozę, to sprawia, że Kolumb nie jest ani czarny, ani biały. Kryje się za szarością. Z jednej strony poważny manipulator, prawdopodobnie rasista i hulaka. Z drugiej głębokie, żywe, gorejące uczucie do Beatrycze. Oraz szczera, niewymuszona misja u królowej Hiszpanii. Porusza najdrobniejsze problemy - od kolonizacji po nieszczere intencje aż do uchwycenia, gdzie mieści się ludzka potęga i czy aby jej ranga nie przeszkadzała na drodze szlachetnej moralności...