"Happy place" to książka z gatunku, po który wbrew pozorom nie sięgam zbyt często. Lubię romanse, ale najbardziej w połączeniu z czymś - z kryminałem, młodzieżówką czy fantastyką. Tymczasem książki Emily Henry to "najzwyklejsze" obyczajówki... ale jeju, jak przyjemnie mi się je czyta!
W najnowszej wydanej u nas książce Emily pojawia się wiele motywów, które uwielbiam. Udawany związek (w dodatku pary, która przez lata była razem, ale niedawno zerwała, nie mówiąc o tym nikomu - czujecie te emocje?), motyw jednego łóżka czy jedna z kombinacji "enemies to lovers" - w tym przypadku akurat "lovers to enemies".
To książka, która doskonale pokazuje jasne i ciemne strony związku dwojga dorosłych ludzi (szczególnie tego na odległość). Uświadamia, że zmiany nie są niczym złym i że przyjaźń przetrwa wiele - pod warunkiem, że jest prawdziwa. Udowadnia też, że najważniejsza ze wszystkiego jest ROZMOWA. Tak, to jedna z nielicznych historii, w których bohaterowie potrafią ze sobą rozmawiać!
Może kojarzycie, że uwielbiam książki z wartką akcją i takie, w których dużo się dzieje. Tutaj tego nie ma - to spokojna, raczej powolna historia, ale mimo wszystko dobrze się przy niej bawiłam.
Myślę, że "Happy place" może konkurować z "Ludzie, których spotykamy na wakacjach" o miano mojej ulubionej książki Emily Henry!