Z tą historią mam ogromny problem. Z jednej strony jest dobra, z drugiej wynudziłam się, pogubiłam w niej i czasami totalnie jej nie rozumiałam
Zacznijmy od tego, że przez pierwsze trzy rozdziały przepłynęłam i … utknęłam. Tak bardzo, że totalnie nie potrafiłam wkręcić się w historię. Ma wzloty i upadki.
Historia opowiada o drobnym złodziejaszku Dante, który ucieka przed władzą w Gronholdzie przy okazji szukając skarbu. Oczywiście świat jest fantastyczny pod każdym względem znajdziecie elfy, krasnoludy, a na przełęczy będą czekały na Was wściekłe orki. Poznacie też władcę królestwa, jego dzieci i niezbyt smaczne komentarze w stosunku do kobiet. To chyba najbardziej ubodło mnie w tej książce. Nie mam z tym problemu normalnie, to język był dla mnie w pewnym momencie za prosty i bez polotu. Fabuła no to jeden wielki chaos. Rozumiem zamysł autora, że chciał umieścić jak najwięcej w jak najkrótszym czasie, to niestety nie potrzebny zabieg. Zbyt mało szczegółów, za dużo postaci, delikatnie przerosło moje oczekiwania. Parę wątków zakończyło się bez dodatkowego kontekstu co do całej historii. Wiem to dopiero początek to jednak było wiele ciekawych momentów, które umarły w zarodku. Choćby czarna moneta, która wydawało mi się będzie tym spoiwem całej historii – jednak nie. Dopiero pod koniec historii te ostatnie 50 stron było nazwijmy to zgrabną całością, a przynajmniej wciągającym wątkiem. Patrząc na całość to totalnie nie moja bajka, a zapowiadało się na wykwintną lekturę, która będzie potrafiła mnie odciągnąć od rzeczywistości.
Jeżeli ktoś chce spróbować – nie widzę przeszkód, wielu osobom się podobało, ja niestety stawiam krzyżyk na tej serii. Nie tego się spodziewałam.