Kreskówkowe i na pokaz. Nigdy nie lubiłem studenciaków, jakieś wyjazdy na kampusy oraz komedii nastoletnich, nawet będąc nastolatkiem. Stąd leniwie przebrnąłem przez całość i z ulgą odkładam na półkę. Nic, czego nie widziałem w podobnych serialach traktujących o dojrzewaniu czy robieniu selfie do pamiętnika. Bohaterki lekko skrzywione i zafrasowane. Jakieś takie dziecięce i mało przypominające studentki. Jakby cofnęły się w rozwoju. Moje dziewczyny z gimnazjum były bardziej interesujące (i miały szczątkowy seksapil!). Psychologicznie na poziomie przeciętnej amerykańskiej noweli z dużego miasta, ze zblazowanym humorem i facetami-palantami z uszczypliwością na poziomie szowinistycznego drania, dla którego klasówka z matematyki kończyła się słowami ,,Daj przepisać''. Kilka scen ujmujących, jak gadanie do ptaka, co usiadł na drzewie, gdy masz grypę i nie możesz ruszyć się z pokoju. Deliberacja, co najwyżej średniego kalibru, bez skonkretyzowanej fabuły, próbująca poruszać tematy nie dziecięcego, ale jeszcze nie dorosłego świata. Niby powinienem się dobrze bawić, jak na dożynkach, ale nikt nie zapada w pamięć, a całość wydaje się sztuczna, jak wypad do hamburgerowni, gdzie podają ci syntetyczne żarcie, i cieszysz michę, że ktoś łaskawie cię obsłużył. Wielkie meh, choć, wbrew pozorom, niczego nie oczekiwałem.