„Gdybyś wiedziała” autorstwa Courtney Walsh to już trzeci tom z serii Nantucket Love Story, której dwa poprzednie tomy miałam okazję objąć patronatem i o ile one bardzo mi się podobały tak teraz mam dość mieszane uczucia. Dlaczego? O tym napiszę później.
„Gdybyś wiedziała” to powieść, która uświadamia nam co w życiu jest ważne i porusza dość trudne, a także bolesne kwestie. Z jednej strony jest ona pełna ciepła, ale z drugiej także ogromnej dawki smutku. Z bliska przyglądamy się jak ciężka może być walka z żałobą i zaczęcie życia na nowo bez ukochanej osoby u boku. Uświadamiamy sobie także jak zgubna może być walka z demonami przeszłości i poczuciem winy skrywanym przez lata. Dwójka głównych bohaterów to postacie niezwykle skrzywdzone przez los, które muszą odnaleźć w sobie ogromną siłę, aby zamknąć za sobą drzwi przeszłości i otworzyć się na przyszłość.
Jednakże obok tych tragicznych wydarzeń Autorka przedstawia kontrasty w postaci pięknych i malowniczych widoków małej miejscowości, czy pasji do sztuki. Pokazała obraz cudownych przyjaciół i rodziny, których wsparcie jest ważne przy pokonywaniu każdej przeszkody.
Skąd się zatem biorą moje mieszane uczucia co do powieści? Chodzi o przewidywalność. Podczas poprzednich tomów ona także się wkradała jednak mam wrażenie, że tutaj wręcz zdominowała całą fabułę. Niestety odebrało mi to pewien kawałek przyjemności z lektury, a wręcz spowodowało, że musiałam robić sobie...