Nasze życie nie zawsze wygląda tak, jakbyśmy tego chcieli. Często siadamy w ulubionym fotelu i marzymy o lepszych czasach. Pragniemy mieć tyle pieniędzy, by nie musieć się zastanawiać nad tym, czy daną rzecz faktycznie musimy kupować, chcemy być rozpoznawalni wśród innych szarych ludzi, wreszcie chcemy odnieść sukces, który przyćmi innych. O tym właśnie jest powieść Adama Molendy, zatytułowana przewrotnie Fruwające figurki.
Powyższy tytuł to tak naprawdę historia dwóch rodzin - Gronów i Żyłów. Z pozoru zdawać by się mogło, że darzą się swego rodzaju sympatią, lubią siebie nawzajem odwiedzać. A co najważniejsze, oddają się często rozmowom i planują, jaki to wspólny interes mogliby otworzyć. Wszystko zaczyna się psuć, kiedy okazuje się, że jedna ze stron złotego interesu nie chce włożyć swojej części pieniędzy, a jedynie na umór kupować i sprowadzać towar. Grono w wolnych chwilach poza pracą dyrektora szkoły oraz remontowaniem Sadyby (czyli sklepu, mającego przynosić kokosy) zajmuje się tworzeniem pracy doktorskiej na tematy związane z seksem. Niezbyt podoba mu się sama jego koncepcja, jak i również postać promotora, czyli Badena-Siemanko. A ten ma niespotykane podejście do życia. Posiada trzy kobiety, z którymi mieszka i wraz z nimi prowadzi szczęśliwe życie. Artur Grono myśli, że właśnie los do niego się uśmiechnął. Jednak już za rogiem czekają go pierwsze problemy...
"- Ruski dowcip, ha, ha, ha... Słyszeliśmy go w ubiegłym roku, podczas wakacji w Soczi. Fajnie b...