Wiecie, są takie książki, które po przeczytaniu pozostawiają po sobie pewną pustkę. Niby kończą się dobrze, ale tak naprawdę koniec jest samotny, rozrywający serce i duszę. Poświęcenie do jakiego tutaj doszło bardzo mnie wzruszyło. Dodatkowo opowieść o Fingalu jest w połowie prawdziwa i w połowie zmyślona. Niewiele powstaje bajek, które mają w sobie elementy wzięte z prawdziwego życia i prawdziwego miejsca. Poznajcie zatem Fingala, czyli kamiennego olbrzyma. Niby ogromny, twardy i ciężki, ale jego serce w ogóle nie przypominało głazu. Bał się ludzi, gdyż widział jakie potrafią siać zniszczenie. Mieszkał on na najpiękniejszej wyspie z najczystszym powietrzem, które ludzie zmieniali stawiając swoje domy, czy rozpalając ogniska. Zawsze w momencie, kiedy się zbliżali, chował się udając zwykłą skałę. Jednak pewnego dnia nie spostrzegł, kiedy nadeszła mała rudowłosa dziewczynka. Niezwykle jej się przeraził, choć on sam, jedyne emocje, które w niej wywołał, to zaciekawienie. W tym momencie opowieść przekształca się na opisy, które działy się przez dłuższy okres czasu. Wiemy tutaj kiedy się spotykali i co się działo, kiedy była chora, bądź zwyczajnie nie mogła się z nim zobaczyć. Był on z tej przyjaźni niezwykle dumny, gdyż to ona nadała mu imię i ofiarowała swoją przyjaźń, której wcześniej nie doświadczył. Pokazał jej niesamowicie piękne miejsce, które istnieje naprawdę i nawet nas zachwyci swoim urokiem i przekazem. Ujrzeli również niebezpieczeństwo, które zbliżało się do ich ...