"Gone. Zniknęli" - chyba mogę powiedzieć, że jest to seria mojego dzieciństwa. Będąc w gimnazjum znalazłam pierwszą część w bibliotece, opis mnie zaintrygował i musiałam ją wypożyczyć. Pochłonęła mnie w całości, podobnie jak kolejne tomy. Gdy wychodził szósty musiałam mieć go już w dniu premiery - zaoszczędzone pieniądze dałam siostrze, która tego samego dnia wieczorem przywiozła mi do domu piękną, szóstą już część (ostatnią po polsku). Ale wystarczy słowa wstępu, chyba już rozumiecie, że ta seria wiele dla mnie znaczy i musiałam do niej wrócić "na starość", po prawie 10 latach😅
"Faza pierwsza: Niepokój" to wstęp do serii - dopiero dowiadujemy się co tak właściwie się dzieje. A dzieje się wiele, bowiem w miasteczku Perdido Beach nagle zniknęli wszyscy, mający więcej niż 14 lat. W dniu 15 urodzin znikniesz prawdopodobnie i Ty, musisz się na to przygotować. Trzeba także uważać na barierę, oddzielającą dzieci i młodzież od reszty świata, lecz tym, co może najbardziej skomplikować ich życie są moce, którymi niektórzy zostali obdarzeni. Chcesz wniknąć przez barierę do świata ETAP-u i przekonać się, jak wyglądałoby życie bez dorosłych?
Nie żałuję ani chwili, którą poświęciłam na czytanie "Gone" przez ostatnie dni. Tak jak już wspominałam - mam do tej serii ogromny sentyment i mimo tego, że nie przepadam za głównym bohaterem, Samem, to inni sprawiają, że książkę czyta się naprawdę dobrze. Każdy z bohaterów jest inaczej wykreowany, nie ma dwóch takich samych osobowości, a to ogromny plus. Te postaci, które miały być czarnymi charakterami spodobały mi się najbardziej - mają naprawdę intrygującą osobowość. Fabuła wciąga i nie pozwala na przerwanie czytania, chwilami musiałam mieć bardzo silną wolę, żeby wreszcie powiedzieć "okej, koniec czytania, idę spać". Co tu dużo mówić? Po tylu latach nadal tak samo mocno kocham tę serię i jeśli lubicie takie klimaty to koniecznie musicie się z nią zapoznać! 💛