Życie Rodeo Quarza jest jak jego imię: rzuca we wszystkie strony, trudno usiedzieć, łatwo spaść. Teraz szarpnęło znowu. Rodeo dowiaduje się, że znalazł się na liście współpracowników Służby Bezpieczeństwa PRL. Najpierw lekceważy to, myśląc, że zaszła pomyłka. Potem ignoruje. Nie chce dać się wplątać w grę lustracyjną oraz uczestniczyć w emocjach z nią związanych. Głęboką niechęcią napełnia go penetrowanie życiorysów dla znalezienia w nich dowodów ludzkich potknięć i płycizn. Z czasem jednak postanawia sięgnąć do archiwów IPN. Pomóc ma w tym sąd powszechny, gdzie Rodeo składa odpowiedni wniosek. Rozpoczyna się rozprawa, która poza dochodzeniem, skąd wzięła się informacja o jego współpracy z SB, będzie dla niego podróżą w głąb życia po labiryncie wspomnień. Będzie ona również prowadzić śladami Kafkowskiego Józefa K. po zaułkach i meandrach instytucji państwa, wśród ludzi, którzy nimi zarządzają, ich błędów i słabości. Doprowadzi do konfrontacji z polem symbolicznym Polaków, pełnym mitów, sprzeczności, lęków, obsesji oraz fobii, a także do zderzenia pojęć, takich jak sacrum i profanum, prawda i fałsz, pozory i rzeczywistość, wybór i konieczność z ich znaczeniem w realnym świecie. W tej podróży Rodeo towarzyszy postać, która pojawia się nieoczekiwanie. To Cornelius Verus, alter ego Rodeo, jednak silnie z nim skontrastowany, dlatego irytujący i niewygodny. Jego stosunek do świata i historii, łączący sokratejską trzeźwość oraz ironię ze smagającą jak bicz krytyką Zoila, idzie pod prąd uznanym prawdom, nadaje im nowe znaczenie i staje się drogą, która prowadzi Rodeo do przezwyciężenia „choroby” młodzieńczego idealizmu, iluzji, fałszywych wyobrażeń; duchem orfickiego pojednania leczy jego bunt i ból. Powtarzając zaś lekcję, jak nie tracąc entuzjazmu, poczucia spełnienia, sensu i wartości tego, kim się jest i co się robi, uniknąć rozczarowań i goryczy, uczy samooczyszczenia oraz przywraca porządek wewnętrzny.