Charlotte Link znana jest z produkowania thrillerów z dużą dawką obyczajówki. Podobnie jest i tym razem, bo oprócz ohydnych morderstw małych dziewczynek, autorka zaaplikuje nam sporą dawkę zagmatwanych relacji międzyludzkich i upchniętych głęboko w pamięci problemów, o których chciałoby się zapomnieć na zawsze. Niestety, mimo iż lubię takie klimaty, coś tym razem nie chwyciło i "Echo winy" jest raczej rozczarowaniem.
Największą wadą tej książki jest dla mnie główna bohaterka, Virginia, która strasznie mnie denerwowała. Początkowo wydawało się, że będzie to kolejna płaczliwa mimoza, ale jak się zaskakująco okazało Virginia do gatunku kruchych kobietek nie należy. Mimo to nie potrafiłam wykrzesać w sobie żadnych pozytywnych uczuć do jej osoby, a kolejne jej tajemnice wychodzące na światło dzienne tylko mnie utwierdzały w niechęci. A jak już się znielubi jakąś postać to trudno przejmować się jej problemami na serio, a szkoda, bo im więcej emocji wzbudza taka książka tym lepiej się ją później ocenia.
Wątek zaginięć dziewczynek miał być odpowiedzialny za napięcie, ale został poprowadzony w raczej schematyczny i dość przewidywalny sposób, chociaż dużym plusem jest, że nie byłam do końca pewna sprawcy. Poza tym został przytłoczony osobą Virginii i jej życiem, zaskakujące wskazanie mordercy rozmyło mi się w tym całym chaosie jaki autorka poczyniła w życiu głównej bohaterki. Zmęczyłam się problemami Virginii i z ulgą zakończyłam lekturę "Echa winy", chociaż pomysł autorka miała bardzo dobry.
Chciałam ocenić całość na 5/10, ale jednak skłaniam się ku wyższej ocenie, jeżeli przymknie się oko na irytującą Virginię, to zostaje dobra książka z rodzaju "bardziej obyczajowych thrillerów". Z tym "doskonałym, mrocznym thrillerem" z okładki to wiadomo, że trochę przesadzili :)